1O.K. po kolei.
Specjalnie dla Q - isty, bo ja zadnym ista nie jestem, powtarzam jeszcze raz, ze nie wartosciuje tego co sadze ze zachodzi. Gadanie o obciazeniach ideologicznych jest niegrzeczne, rownie dobrze moglbym o Tobie napisac, ze jestes Michnikista, bo widzisz w cudzych wypowiedziach tylko to, co Ci pasuje, bez wzgledu na ich tresc.
Quote from: NEXUS6 on July 27, 2010, 11:56:05 PM
To chyba oczywiste? Sztuczne- wytworzone przez czlowieka, naturalne - przez przyrode, w tym rosliny i zwierzeta.
Oczywiste? Zatem człowiek nie jest zwierzęciem i nie należy do świata przyrody? Równie dobrze możesz podać taką definicję "sztuczności" dla bobrów, mrówek a nawet bakterii siarkowych.
Na potrzeby tej kwestii rozdzielilem nasz gatunek od innych, zeby miec 2 punkty odniesienia. Ot, taki sobie sposob.
Dyskutujemy nie o tym, czy jest jakaś różnica między tym środowiskiem (sztucznym) a naturalnym "w ogóle", tylko czy to ma wpływ na ewolucję (jej mechanizm, nie kierunek), a konkretnie, czy jak napisałeś "nasza cywilizacja walczy z ewolucją". Otóż moim zdaniem nie ma to wpływu na zjawisko (istotę) ewolucji. Ma to wpływ na jej kierunek (jak tradycyjna hodowla). Jeśli łodzikom zarosły oczy nabłonkiem i czasowo z tego powodu widziały gorzej to nie różni się to jakościowo (z punktu widzenia mechanizmu ewolucji) od korekcji wzroku okularami. Tak myślę. Ewolucja toczy się nadal, nadal masz pewne cechy środowiskowe i pewne, mniej lub bardzie dostosowane do nich osobniki
"Walka z ewolucja" to zwrot metaforyczny i skrotowy, cos jak "wiara" w ewolucji. Istotnie mozna go interpretowac rownie dowolnie
Potem uscislilem, ze chodzi tylko o selekcje przed rozrodem, a nie caaaala ewolucje. Mea culpa, za niescislosc pojec.
Owszem osobniki sa do warunkow dostosowane mniej lub bardziej, ale ich niedostosowanie w bardzo niewielkim stopniu utrudnia im przekazanie genow dalej.
Poza tym zgadzam sie z Mazkiem.
Prawdopodobnie właśnie "nagle". Raczej była to dość gwałtowna historia. Ostatnio np. podano hipotezę, że przyczyną wyewoluowania pand było nagłe utracenie (delecja) genu kodującego receptory smaku umami - mięso przestało im smakować. Z łodzikami mogło być podobnie - czego potwierdzeniem jest to, że łodziki do dziś mają oczy niezarośnięte. Zyskiem w ich przypadku było uodpornienie się na zatkanie "pinhola" jakąś drobiną lub atak pasożyta - łodziki miały i mają wybitnie małe otwory wejściowe oczu i to była prawdopodobnie ta krótkoterminowa przewaga, która tym osobnikom pozwoliła przeżyć mimo pogorszenia widzenia, bo ewolucja kieruje się zyskiem natychmiastowym)
Nagle, w sensie tempa ewolucji, czyli co najmniej tysiace lat. Mutacja przeciez nie pojawila sie rownoczesnie u wszystkich osobnikow jednej generacji, na calym obszarze wystepowania populacji. Musialo to byc najpierw u 1, kilkunastu i miec czas zeby sie calkowicie upowszechnic, caly cas w warunkach walki o przetrwanie, gdzie osobnik mlody, z nowa mutacja typu b. krotkie macki odpadl by szybko. I dalej jak napisales, mutacja sie sprawdzila i to napewno w okresie az do rozrodu.
Pandy pewnie mialy mala populacje na malym obszarze, wiec i cecha mogla sie rozprzestrzenic szybciej, zwlaszcza gdyby jakos zniknely z okolicy potencjalne ofiary. Ale gdyby tak stracily apetyt na cokolwiek, zwlaszcza za mlodu to po nich. Czlowiek by mial kroplowke i moglby szczesliwie zyc az do smierci, majac 10 dzieci o rownie slabym apetycie.
A teraz przeniesmy lodziki
do akwarium. Karmimy je, dbamy o nie, lacznie z opieka medyczna. Rozmnazaja sie. Mutuja. Rosna blogo i szczesliwie, az osiagaja moment rozrodu. Jednym oczy mgla zachodza, innym macki wychodza z glowy z rozpaczy, innym w ogole nie rosna, ale mimo to wszystkie sie rozmnazaja.
Roznica w sytuacji 2 grup lodzikow jest b. duza.
Ewolucja, z grubsza, w uproszczeniu opiera sie na zasadach: Dobor plciowy->mutacja->selekcja->dobor-> etc. Tak?
Sadze ze u lodzikow z akwarium i ludzi(z tzw 1 swiata
czynnik: Selekcja wystepuje w bardzo malym stopniu w porownaniu z wszystkimi innymi gatunkami.
Ewolucja rzecz jasna trwa, mutacje zachodza pewnie bardziej niz kiedys, dobor plciowy jako-tako tez, selekcja duzo slabiej. Oczywiscie nigdy nie twierdzilem, ze czlowiek jest od wplywu natury odciety calkowicie. Ale na kazdy jej atak bardziej zmienia najblizsze srodowisko, niz samego siebie, W takim sensie walczy z ewolucja. Ewolucja wymusilaby okreslone zmiany w przyszlych pokoleniach. W naszych warunkach tylko powazne wady genetyczne dyskwalifikuja czlowieka do przezycia.
Prosty przyklad: Mloda gazela musi miec b. dobre barwy ochronne, bo inaczej drapieznik zaraz ja wypatrzy i zje. Drobna zmiana w ubarwieniu i do brzucha. Potem potrzeba jej duzej szybkosci by uciekac skutecznie, jesli bedzie choc troche wolniejsza - zaraz do brzucha. B. prosto takie przyklady mnozyc.
Prosze o przyklad stosunkowo niewielkiej zmiany w genotypie czlowieka, ktora wyeliminowala by go z mozliwosci rozrodu. Nie mowie o jakis ciezkich chorobach genetycznych, czy bezplodnosci.