Po dlugiej przerwie, ale pozwole sobie wtracic trzy grosze do dyskusji. Mysle, ze maziek w dyskusji z Nexusem uzyl slowa-klucza, ktore pozwoli na kompromis i wyjasnienie, a chodzi o zmiane kierunku ewolucji, a nie jej deaktywacje. Dziala ona caly czas tak samo, tylko pewne zmiany w srodowisku, ktore "sztucznie" wprowadzilismy moga wywierac jakies naciski na ksztalt przyszlych pokolen (choc nie jestem pewien, czy cywilizacja tyle wytrzyma), czyli byc moze w przyszlosci dzieci beda sie rodzili z kciukami odpowiednio zdeformowanymi, zeby sie esemesy latwiej pisalo... Albo zoladki beda przystosowane do dowolnych ilosic glutaminianu sodu z czipsow.
A poza tym odnosze wrazenie, ze w przypadku czlowieka natura faworyzowala od zawsze rozwoj jego mozgu i inteligencji, zamiast super wyspecjalizowanego do przezywania cialka. Rekiny sa idealnie przystosowane do srodowiska i skuteczne, jak tylko mozna, ale glupie, u nas jest raczej odwrotnie. Nie jestesmy wyspecjalizowani do walki o byt ani niezniszczalni jak karaluchy (no tyle, ze faktycznie umiemy biegac dluzej bez przegrzania), ale umiemy rozpalac ogien i wytwarzac narzedzia, bron i tak sie wspomagac. Jestesmy uniwersalni dzieki temu. Potrafilismy tez wytworzyc silne wiezy spoleczne (jeszcze lepsze, niz u likaonow).
Stad wobec wszystkiego powyzszego byc moze zupelnie "prawdziwie naturalne" jest to, ze Stephen Hawking zyje i moze sie rozmnarzac, chocby nie bezposrednio, mimo, ze sam za gazela by nie pogonil?