"Uznać różnicę między sacrum i profanum to już zanegować zupełną autonomię porządku świeckiego i przyjąć do wiadomości, że jego doskonalenie ma granice.
To zdanie jest co najmniej dziwne. Sacrum i profanum różni się zasadniczo. Przyjęcie różnicy miedzy nimi jest oczywiste. Nie może być więc mowy o negowaniu niezależności porządku świeckiego, skoro ten (przy zgodzie na różnice) jest całkowicie autonomiczny. Czy w tym kontekście doskonalenie się profanum ma granice? Oczywiście, że nie. To zdanie jest kompletnie poplątane!
Sacrum ograniczało zawsze profanum. Jeśli je oddzielamy od siebie to jedna i druga strona może rozwijać się niezależnie i swobodnie.
Skoro profanum jest w opozycji do sacrum , niedoskonałość jego musi uchodzić za rzecz przyrodzoną i do pewnego stopnia nieuleczalną...
Jaka niedoskonałość profanum? Kołakowski deprecjonuje tutaj świat świecki, podczas gdy obydwa te światy (duchowy i świecki) mają swoje plusy i minusy. Ważne by te plusy nie przysłoniły nam minusów... hehehe.
Razem z zanikiem sacrum, które narzucało granice możliwości doskonalenia profanum upowszechnić się musi [i tu najważniejsze] jedno z najniebezpieczniejszych złudzeń naszej cywilizacji:
Niech no sobie Pan Kołakowski przypomni czasy kiedy to sacrum władało umysłami Europy. Była to właśnie czasy ograniczania profanum wręcz do absurdu. Jaki był tego finał chyba każdy coś słyszał na lekcjach historii.
Późniejszego tekstu na temat najniebezpieczniejszego złudzenia naszej cywilizacji nie rozumiem. Możecie mi powiedzieć co Kołakowski ma na myśli?
CU
Deck
To mam się wypowiedzieć w kwestii: "co Autor miał na myśli?"
Dobrze.
Myślę, że On tu raczej nie rozumie sacrum jako religii, po prostu, do czego Ty, Decku, zdajesz się skłaniać, i jako czegoś co sobie funkcjonuje społecznie całkiem rozłącznie od profanum jak nauka i religia. Gdy pisze: "Uznać różnicę między sacrum i profanum" trzeba to czytać jakoś tak: "uznać/założyć istnienia sacrum czyli mieć wiarę". To należy rozumieć z pozycji wierzącego, dla którego sacr. przenika prof. Takie sacrum, będące też w człowieku, zmienia widzenie, zmienia człowiekowi profanum. W takim kontekście zdanie Kołakowskiego jest już nieco jaśniejsze, prawda? Chodziłoby pewnie nie tyle o
rozdzielenie s. od p. ale o
opozycję, dla człowieka wierzącego (zakładającego s.) sacrum i profanum, która jest (opozycja) dla niego oczywista jak też niedoskonałość profanum niejako oczywista z definicji. Opozycja staje się oczywista gdy powiesz zamiast duchowy/świecki np.: doczesny/nadprzyrodzony.
Człowiek wierzący (patrz: rabin) narzuca sobie i światu pewne ograniczenia z chęci doskonalenia w pewnym sensie lecz nie tyle tylko doskonalenia profanum/doczesności jako rozdzielnego obszaru, i nie doskonalenia jako sztuki dla sztuki... Myślę też, że nie potrzeba nawet być wierzącym, wystarczy wczuć się (zrozumieć jeśli chcesz) w pozycję wierzącego by uznać ten tok rozumowania jako dopuszczalny i spójny.
TWoja argumentacja, jest typową argumentacją racjonalistyczną kogoś "z zewnątrz", kto wierzy wyłącznie w profanum i tylko na gruncie profanum jest do stosowania.
Ergo: nie sądzę by światopogląd człowieka wierzącego był nielogiczny. Jak inne ś. jest nadbudowany na zdaniach typu: "Jeśli B to S".
Jednak nie o to mi naprawdę w tym cytacie chodziło lecz o to co jest dalej i czego jak piszesz nie rozumiesz.
Czy bardzo niepolitycznie będzie jeśli się upewnię: nie rozumiesz czy raczej nie lubisz?
Jak mówię, nie wydaje mi się Kołakowski wzorem ścisłości ale tu zdaje mi się wyrażać dość jasno swój pogląd na...hmm możliwości i sposoby samodoskonalenia ludzkości.