Hmm, hmm,
zadałem sobie pytanie: czy w dyskusji o Summie mogą brać udział tylko jej entuzjaści (i entuzjastki)?
Do dojrzałym namyśle [
] uznałem, że odpowiedź brzmi: nie.
Zatem:
Przeczytałem osiemdziesiąt stron Summy z narastającym poczuciem że się … źle zestarzała, a resztę przejrzałem.
W „Posłowiu - Dwadzieścia lat później”
Znalazłem taki fragment:
Lem: „Dość otworzyć podręcznik astrofizyki sprzed dwudziestu lat, żeby stwierdzić, jak ogromne postępy zostały w tym czasie zrobione.
Nie ma dziś zresztą dziedziny wiedzy, w której nie trzeba douczać się na bieżąco, dokonując brutalnych czystek na półkach biblioteki. [bold C.] Tak więc można się spodziewać niezadługo utrwalenia lub obalenia pokazanej hipotezy.”
Dla mnie zdanie wyróżnione to jest jakby [nomen omen] podsumowanie Summy.
*
Lem: „
NOWY LINNEUSZ, CZYLI O SYSTEMATYCE Na wstępie jedno wyjaśnienie. Chcemy zajrzeć w przyszłość; przez to zmuszeni jesteśmy przyjąć, że wiedza współczesna jest nikła wobec tej z następnych tysiącleci. Taki punkt widzenia może się wydać niefrasobliwym aż do nonszalancji lekceważeniem dwudziestowiecznej nauki. Tak nie jest. Ponieważ cywilizacja istnieje od kilkunastu tysięcy lat, a
my chcemy domyślić się, z ryzykiem zupełnego fiaska, co będzie w czasie co najmniej tak samo odległym od dzisiaj [bold C.], żadnego z obecnych osiągnięć nie uznamy za szczytowe.”
Czy ryzyko „zupełnego fiaska” się zrealizowało … no, nie wiadomo, przecież upłynęło dopiero 55 lat z tych kilkunastu tysięcy … ale zadanie może jednak było nadmiernie ambitne?
Ponadto nie zawsze wiadomo,
a właściwie prawie nigdy nie wiadomo, które z postulowanych zjawisk pojawią się, zdaniem autora, za sto lat, które za tysiąc, a które za dziesięć tysięcy.
Lem był oczywiście ograniczony w rozważaniach o ewolucji ustrojów, ponieważ kiedy pisał, obowiązywał dogmat o sui generis …”Końcu historii” – już nic lepszego niż realny socjalizm nie mogło się pojawić. Może nawet nie tyle autor był ograniczony, co temat był praktycznie nie do ruszenia.
„Summa Technologiae
cum Sociologiae” nie była możliwa.
Ale to jest, bez winy Lema,
zasadnicza wada książki. Może będzie jeszcze w tym wątku dyskusja o tym, czy produkcja smartfonów, po trzy tysiące zł za sztukę, to jest „marnotrawienie zasobów” planetarnych, czy też element rozwoju cywilizacji.
A jeśli marnotrawienie, to jak je powstrzymać, lub ograniczyć?
Wydaje mi się, że w demokracji jedynym ograniczeniem mógłby być jakiś podatek od dóbr uznanych przez ustawodawcę za luksusowe, może progresywny.
Jednak termin podatek (z oczywistych względów) prawie na pewno w ogóle się nie pojawia w Summie.
*
Lem: „Jak zbudować „czarną skrzynkę”? O tym, że to jest w ogóle możliwe, że da się skonstruować układ o dowolnym stopniu złożoności bez żadnych wstępnych planów, obliczeń, bez poszukiwania algorytmów, wiemy, ponieważ my sami jesteśmy „czarnymi skrzynkami”.
Lem: „Najważniejsze jednak jest to, że „czarna skrzynka” wcale „nie wie” o tym, kiedy tak właśnie, z czyjąś szkodą, działa i nie można od niej wymagać, żeby informowała o takich skutkach swych decyzji ludzi,
ponieważ ex definitione jej stanów wewnętrznych nikt, włącznie z projektantem—konstruktorem, nie zna.[bold C.].”
Umm, to jest „
Czarna magia czarnej skrzynki”.
Nikt nie zna na pamięć specyfikacji technicznych pięciu milionów części Dreamlinera, ale to nie znaczy, że on jest czarną skrzynią.
Nikt nie zna na pamięć programu Watsona (tego, który w 2011 roku wygrał „Jeopardy”), ani wyjściowego ani (tym bardziej) zapisu procesów uczenia się gry, ale te zapisy istnieją i można się przez nie przekopywać latami, jeśli ktoś miałby determinację.
*
Lem: „Cybernetyka liczy sobie dwadzieścia lat życia, jest więc nauką młodą, ale rozwija się z zadziwiającą szybkością. Ma swoje szkoły i kierunki, swoich entuzjastów i sceptyków; pierwsi wierzą w jej uniwersalizm, drudzy szukają granic jej zastosowania. Zajmują się nią lingwiści i filozofowie, fizycy i lekarze, inżynierowie łączności i socjologowie. Nie jest już jednolita, bo nastąpił w niej rozdział na liczne gałęzie. Specjalizacja postępuje w niej naprzód, jak w innych naukach.”
Dorozumiany obraz „cybernetyki” w rozumieniu Lema nie do końca pokrywa się z informatyką, ale chyba trzeba założyć, że tyle z niej zostało.
Ponieważ żyję w przyszłości (w stosunku do czasów powstawania Summy)
używam niedostępnego wówczas narzędzia cybernetycznego, jakim jest arkusz kalkulacyjny. Tu mała dygresja: zdarzyło mi się kiedyś na pewnym forum zaproponować, siłą rzeczy bardzo uproszczony, model świata przyszłości w horyzoncie kilku dekad.
Model … się nie spodobał. O ile pamiętam, padły stwierdzenia, że jest „naiwny”, a nawet bodajże ”prostoduszny”(?).
OK., jestem zwolennikiem swobody dyskutowania, tyle, że kiedy zapytałem, „Skoro nie będzie tak, jak ja proponuję,
to jak będzie?” odpowiedzi, niestety, nie było.
Moim zdaniem jedyny sensowny sposób dyskutowania, to taki, kiedy
osoba krytykująca model wskazuje: „Będzie inaczej, ponieważ czynnik „X” nie wystąpi, albo będzie dwa razy słabszy, albo pięć razy silniejszy, albo będzie taki, jak założono, ale jego wpływ zostanie zneutralizowany wystąpieniem czynnika/zjawiska „Y”, itp.”
*
Lem: „Owszem, niech te miliardoletnie cywilizacje w trakcie swojej ekspansji gwiazdowej stykają się po to, aby ze sobą walczyć: ale wtedy winni byśmy obserwować ich wojny jako wygaszanie całych gwiazdozbiorów, jako olbrzymie erupcje wywołane pękami unicestwiającego promieniowania, jako takie czy inne „cuda” astroinżynierii, wszystko jedno, pokojowej czy niszczącej.”
„Wygaszanie gwiazdozbiorów” chyba się przefiltrowało z Cyberiady …
Wspominałem już o pokazywaniu
prążka w widmie, ale teraz dołożę „
ujęcie cybernetyczne”:
Lem: „Ponieważ technet nie występuje w Naturze (na Ziemi wytwarzamy go sztucznie) i występować nie może, gdyż jest to pierwiastek rozpadający się szybko (w ciągu kilku tysięcy lat), wynikałoby stąd, że jego obecność w promieniowaniu gwiazdy może być wywołana… „podsypywaniem” go w jej ognisko, oczywiście przez astroinżynierów. Nawiasem mówiąc, dla uwidocznienia linii spektralnej pierwiastka w emisji gwiazdowej potrzebne są jego ilości w skali astronomicznej znikome — rzędu kilku milionów ton.”
https://www.radiochemistry.org/periodictable/elements/43.html"Until 1960, technetium was available only in small amounts and the price was as high as $2800/g. It is now commercially available to holders of O.R.N.L. permits at a price of $60/g."
Nie widzę na stronie daty wpisu, więc nie wiem, kiedy było (jest) to „now”, ale, zakładam że cena jest w miarę aktualna.
60 USD za gram.
60.000 USD za kilogram.
60 milionów USD za tonę.
60 miliardów USD za tysiąc ton.
60 tysięcy miliardów USD za milion ton.
„Kilka” to chyba co najmniej trzy, zatem 180 tysięcy miliardów USD.
Generalnie przy hurtowej produkcji ceny spadają, ale w przypadku technetu mogłoby być inaczej, nie jest jasne, czy w ogóle dałoby się fizycznie wytworzyć na Ziemi taką ilość technetu.
https://en.wikipedia.org/wiki/Technetium“In contrast to the rare natural occurrence, bulk quantities of technetium-99 are produced each year from spent nuclear fuel rods, which contain various fission products. The fission of a gram of uranium-235 in nuclear reactors yields 27 mg of technetium-99, giving technetium a fission product yield of 6.1%”
Łączne PKB wszystkich krajów świata wynosi 75 tysięcy miliardów USD.
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_GDP_(nominal)
Czyli te trzy miliony ton („znikome w skali astronomicznej) to więcej niż dwuletnie PKB Ziemi.
Aktualne koszty wyniesienia kilograma masy na LEO to około 20 tys. USD, ale podobno Falcon Heavy ma zmniejszyć ten koszt o rząd wielkości, do około 2.000 USD za kilogram – czyli zaledwie(?) dwóch milionów USD za tonę.
No, potem trzeba by jeszcze popchnąć ten technet w stronę Słońca, powiedzmy, razem trzy miliony USD za tonę. Razy trzy miliony ton, dziewięć tysięcy miliardów USD – grosze w porównaniu do kosztów wyprodukowania ładunku. Z tym, że ładunek radioaktywny, „Handle with [utmost] care”, więc pewnie byłoby trochę drożej.
Plus minus
trzyletnie PKB całej Ziemi. Dzisiejszej.
Wydaje się, że nawet dla cywilizacji luzańskiej byłby to kosztowny kaprys. Kaprys, bo, niedyskretne pytanie: czemu to miałoby służyć?
De Grasse Tyson (i chyba nie tylko on) wskazywał, że w historii Ziemi spotkania cywilizacji o różnych stopniach rozwoju technicznego nieodmiennie kończyły się źle dla tej mniej zaawansowanej.
No, chyba że ci podsypujący technetu w palenisko gwiazdy uważaliby, że mają już takie systemy uzbrojenia, że nikt im nie podskoczy.
*
Moim (jednym) zdaniem z porównania ewolucji biologicznej do rozwoju cywilizacji technicznej nic nie wynika.
** **
Cały ten post to jest
megaprotokół rozbieżności.
Albo może
protokół megarozbieżności.
Dodam otwartym tekstem, że nie obrażę się, jeśli zostanie zignorowany.
Będę się zapewne włączał tam, gdzie się pojawi jakiś fragment dyskusji, który mnie zainteresuje.
Może powinienem się przenieść ze swoimi zainteresowaniami do wątku „Świat za 127 lat albo za 40”?
Ale Lem chyba nigdzie nie zastrzegł, że Summa dotyczy świata od roku 2.300 czy 2.500 w górę?
C.