Podnoszę ten - kiedyś jakże często używany - wątek, by dać wyraz uczuciu, które odczuwałem całkiem niedawno. Otóż albo - co wcale prawdopodobne - albo:
1. zostałem
netoholikiem2. i - co gorsza - flirt z transhumanizmem i namiętność do SF jakieś obwody mi przepaliły.
Albo też SF bliższa jest życia niż myślałem.
Otóż - co zapewne z ulgą zauważyliscie
- byłem czas jakiś oderwany od sieci. I co? I pierwszych parę dni umiałem gapić się np. na ścianę, jakbym ścianę widział pierwszy raz w życiu, tak dziwnie czułem się bez podłączenia do internetu.
Pamiętacie takie kawałki?
"Był tu od roku, a wciąż śnił o cyberprzestrzeni, choć nadzieja słabła każdej nocy. Tyle prochów, tyle wiraży i ściętych zakrętów w Mieście Nocy, a nadal widział we śnie matrycę, jasne kraty logik rozwijające się w bezbarwnej pustce... Ciąg był daleko stąd, za Pacyfikiem, a on nie był już specem konsoli, kowbojem cyberprzestrzeni. Był jeszcze jednym popychaczem, który starał się jakoś przeżyć.
Ale senne marzenia nadpływały każdej japońskiej nocy jak elektroniczne voodooo. Płakał po nich, krzyczał i budził się samotny w ciemności, skulony w swojej kapsule w jakimś skrzynkowym hotelu, wbijając dłonie w płytę materaca. Palce ściskały piankę, próbując siegnąć konsoli, której nie było."William Gibson, "Neuromancer"
"Gabriel wezwał swe daimony, lecz usłyszał tylko ciszę. Nie było ich. Stał zmartwiały, serce waliło mu z przerażenia. Impulsem przekazał polecenia swemu reno - nie otrzymał odpowiedzi. Uświadomił sobie, że reno zostało wyłączone. A razem z nim automatyczna procedura budząca daimony, tę ich część, którą zmagazynowano w holograficznej pamięci reno. Oznaczało to, że odcięto mu najbardziej efektywne kanały łączności z daimonami. Był sam. Głosy towarzyszące mu od osiemdziesięciu lat uciszono lub zredukowano do słabiutkich szeptów. W żyłach miał trwogę. Czuł, jak na czaszce występują mu krople potu."Walter Jon Williams, "Aristoi"
Czułem coś takiego w miniaturze. Czułem też niemal fizycznie odłączenie od potężnej bazy danych i możliwości natychmiastowej wymiany myśli (m.in. z Wami), oderwanie od światowej sieci umysłów
, co upodabniało moje doznania do sytuacji tegoż gentlemana (kosmonauty, który odkąd został poskładany - podobnie do bohatera "Fiaska" - robił za żywy
interface potężnej AI zwanej Starym, który nie mógł się odnaleźć po tym jak owa AI poległa w starciu z jeszcze potężniejszym sztucznym umysłem):
"– Phamie? – Usłyszał głos Ravny tuż za swoimi plecami. Została na mostku po tym, jak Jeźdźcy oddalili się w celu rozpoczęcia przygotowań, których niezwłoczne podjęcie wynikało jakoby z ustaleń ich nader krótkiego zebrania. Mężczyzna nie odpowiedział, wobec czego ona poszybowała dookoła i zasłoniła sobą widok gwiazd. Niemal automatycznie skupił wzrok na jej twarzy.
– Dziękuję, że do nas przemówiłeś... Potrzebujemy cię bardziej niż kiedykolwiek.
Wciąż widział gwiazdy. Otaczały ją ze wszystkich stron, przesuwając się powoli. Ravna przekrzywiła głowę tak jak wtedy, gdy była czymś zaintrygowana.
– Możemy pomóc...
Nic nie mówił. Co wcześniej sprawiło, że się odezwał?
– Nie możecie pomóc trupowi – powiedział, sam zdziwiony faktem, że słowa płyną z jego ust. Podobnie jak skoncentrowanie spojrzenia, mówienie też pewnie miało charakter odruchowy.
– Nie jesteś trupem. Jesteś równie żywy jak ja. Wyrzucił z siebie potok niezdarnie wypowiadanych zdań.
Była to jego najdłuższa wypowiedź od czasu, gdy opuścili Przekaźnik.
– Prawda. Iluzja świadomości. Szczęśliwe automaty o prymitywnym oprogramowaniu. Myślę, że nigdy się nie domyślicie. Patrząc od wewnątrz to prawie niemożliwe. Z zewnątrz, z punktu widzenia Starego... – Odwrócił wzrok, oszołomiony podwójnym widzeniem.
Ravna przysunęła się, patrzyła na jego twarz z odległości zaledwie kilku centymetrów. Szybowała swobodnie, tylko jedną nogą dotykając podłogi.
– Mylisz się mój drogi. Byłeś na Dnie i na Szczycie, ale nigdy pomiędzy... „Iluzja świadomości”? To pojęcie występuje niemal w każdym rozsądnym systemie filozoficznym w Przestworzach. Ma to swoje dobre konsekwencje, ale także przerażające. Ty właśnie poznałeś tylko te ostatnie. Pomyśl: zapewne również Moce ulegają takiej iluzji.
– Nie. On przecież mógł po prostu stworzyć takie urządzenia jak ty i ja.
– Bycie trupem to wybór, Phamie. – Ręka łagodnie zsunęła się w dół po jego ramieniu. Trudno mu było przyzwyczaić się do zmiany perspektywy, jakiej wymagał stan nieważkości. Przesunąć się „w dół” oznaczało teraz obracać się bokiem, natomiast on patrzył na nią do góry. Nagle zorientował się, że ma skołtunioną brodę, a zlepione w strąki włosy odstają na wszystkie strony. Spojrzał na Ravnę, przypominając sobie wszystko, co o niej myślał. Tam na Przekaźniku wydawała mu się bardzo bystra, może nie tak jak on, ale równie inteligentna jak większość jego konkurentów z Queng Ho. Plątały się także inne wspomnienia, wspomnienia tego, jak widział ją Stary. Jak zwykle przeważały nad resztą i były dla niego niezrozumiałe. Nawet Jego uczucia niełatwo się interpretowało. Ale... Stary myślał o Ravnie trochę tak, jak myśli się o... ulubionym psie. Potrafił przejrzeć ją na wylot. Ravna Bergsndot niemal w ogóle nie nadawała się do tego, by nią manipulować. Ten fakt wyraźnie Go bawił. Ale poza tym, co mówiła i jak mówiła, widział duże pokłady... „dobroci”, tak... dobroć to chyba najlepsze ludzkie określenie. Stary dobrze jej życzył. W końcu nawet starał się jakoś pomóc. Jakieś nagłe odkrycie przebiegło mu przez głowę, ale była to myśl zbyt szybka, by ją złapać. Ponownie usłyszał głos Ravny:
– To, co cię spotkało, budzi grozę, Pham, ale zdarzało się już innym. Czytałam o kilku podobnych wypadkach. Nawet Moce nie są nieśmiertelne. Czasami walczą między sobą i niektóre z nich giną. Czasami popełniają samobójstwo. Istnieje taki system gwiezdny, który w opowieściach nazywany jest Bożym Fatum. Jakiś milion lat temu znajdował się w Transcendencji. Odwiedzało go kilka Mocy. Pewnego razu zdarzyło się potężne falowanie stref. Cały system przesunął się nagle na głębokość dwudziestu lat świetlnych w Przestworza. Było to największe falowanie, potwierdzone i udokumentowane. Moce znajdujące się na Bożym Fatum nie miały szans. Wszystkie umarły, niektóre zmieniły się w przegniłe i przerdzewiałe ruiny, inne uległy degradacji do poziomu zwykłych ludzkich umysłów.
– A z tymi, co się później stało? Zawahała się i ujęła w dłonie jego dłoń.
– Możesz to sprawdzić sam. Chodzi mi o to, że takie rzeczy się zdarzają. Dla ofiar jest to koniec świata. Ale z naszej strony, ze strony ludzi... Cóż, można powiedzieć, że Pham Nuwen jako człowiek miał cholerne szczęście. Łodyżka mówi, że zniszczenie przyłączy Starego nie wywołało żadnych większych uszkodzeń organizmu. Być może uszkodzenie jest bardziej subtelne. Czasem pozostałości niszczą same siebie, niezależnie od tego, ile z nich zostało.
Pham poczuł, jak łzy lecą mu z oczu. Wiedział, że ta niechęć do życia, którą czuł w środku, wynikała po części z żalu wywołanego własną śmiercią.
– Subtelne uszkodzenie! – Potrząsnął głową i łzy poszybowały w otaczającą ich przestrzeń. – Cała moja głowa jest wypchana jego myślami i wspomnieniami. – Wspomnieniami? To one zdominowały cały jego umysł. Ale nie potrafił ich zrozumieć! Nie mógł zrozumieć szczegółów. Nie był w stanie zrozumieć nawet uczuć, mógł tylko wyjaśniać je dzięki naiwnym uproszczeniom – radość, śmiech, zdziwienie, strach i niezłomna determinacja. Gubił się w tych wspomnieniach jak idiota, który spaceruje po cerkwi, nic nie rozumiejąc i zasłaniając twarz przed gniewnym wzrokiem postaci z ikon."Vernor Vinge, "Ogień nad Otchłanią"
Potem jednak rozsmakowałem się na nowo w niczym nie zakłoconym
realu, którego jednak nic nie zastąpi...