> "Wiec jak umrzemy to czy wszyscy ludzi spotkają się o jednym czasie i miejscu jakby świat nigdy nie istniał a losy się nie plotły?."
Pewne jest, ze te tajemnice poznamy po smierci. Natomiast, jesli moge pozwolic sobie na przypuszczenia, to mysle, ze po podniesieniu kurtyny zycia i smierci staniemy przed koniecznoscia uczciwego spojrzenia na samych siebie i tu moze czakac nas nie lada niespodzianka, bowiem moze okazac sie, ze zdobi w nas wiecej jak jedna "twarz", mozemy zobaczyc jej nieskonczenie wiele wersji, poczwszy od pozytwu po, niestety negatyw i wszystko inne, czyli to, co je za zycia uksztaltowalo i wszystkich tych, ktorzy nam w tym pomogli lub .."pomogli". I tak np., jesli ktos wypracowal w sobie za zycia wrogosc do innych, zobaczy w sobie zarowno jej ostro zarysowana, okrutna postac, przesiaknieta zloscia, msciwoscia, pogarda..etc, jak i postac osoby, ktora przez owa wrogosc skrzywdzil. Nie wiem naturalnie, czy w tej sytuacji osoba pokrzywdzona bedzie miala szanse na rewanz
Chyba jednak nie, bowiem wieczna, bo przeciez mowimy o nieskonczonosci, mowimy o bytach operujacych poza czasem, sama wieczna, wewnetrzna udreka takiej postaci wystraczy, by rozpoznajac w sobie jej odbicie, majac z nia twarza w twarz do czynienia, sama dostatecznie cierpiala. To samo, tylko odwrotnie dotyczy pozytywu, milosci np., prawdomownosci, pracowitosci, etc. Jesli ktos kochal kogos szczerze, coz lepszego moze na niego czekac po drugiej stronie, jak nie jego wlasne glebokie uczucie i postac osoby, ktora nia obdarzyl za zycia. Tylko laurki mu przyjdzie w raju pisac
Tak mysle.