Utrata niezależności - przez biorącego - jest dla mnie oczywista. Zwłaszcza jeśli weszło się do organizacji i podpisało jej regulamin.
Mam wrażenie, że tego regulaminu nikt nie czytał. I nie zna, również strona starsza. Zawiłości i obszerność prawa unijnego to...obszerny temat.
Widać choćby po ostatnich zdarzeniach. Rząd RP twierdzi, podpierając się prawnikami unijnymi (w tv widziałem, więc takaż wiarygodność), że procedura ostatnio wszczęta przez KE nie ma umocowania w tym prawie. Oni pewnie sądzą - że mają.
Zaś z głębokiej koncepcji liberalizmu ekonomicznego zapamiętałem tylko kilka sloganów; najbardziej ten - nie ma darmowych obiadków.
Czy można rezygnować z czegoś - czego nie ma?
Brak sformułowanych celów własnych, nie oznacza, że one nie istnieją. Tylko nikt nie chce tego tematu poruszać.
Dla mnie, te cele własne, są oczywiste.
Dopóki UE nie będzie w miarę jednolitym tworem polityczno-ekonomicznym z podobnymi płacami, systemem podatkowym, wymiarem świadczeń - interesy członków będą różne, czasem sprzeczne. Np. w moim interesie, podobnie jak sporej grupy Polaków jest, by jak najwięcej ludzi i podmiotów gospodarczych płaciło podatki w Polsce. Od nich zależą np. moje świadczenia emerytalne. Czy system edukacji nie powinien tego uwzględniać? Zaproponować model, by jak najwięcej zostawało, a nie wszyscy w świat, bo tam bogaciej?
Czy może podejść indywidualnie? I cieszyć się, że nasz absolwent znalazł super robotę za granicą i wspiera swoją wiedzą i pracą zagranicznych np. emerytów.
Nie mam odpowiedzi - widzę tylko problem, który pomija się milczeniem lub ogólnikami.
Jednak poza grantozą, która w większości idzie na kierunkowe programy [na szczeblu rządowym], wspierające je akcje i gadżety [lokalnie] - czyli to najmniej kosztowne, za to kluczowe finalnie - zdecydowaną większość kosztów edukacji (utrzymanie infrastruktury i pracowników) ponosi państwo polskie, czyli tutejszy podatnik.
To jest problem?
Czy mi się tylko przedpołudniowoniedzielnie wydaje?