Autor Wątek: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]  (Przeczytany 692065 razy)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #765 dnia: Września 14, 2017, 12:41:58 pm »
Kolejny trop warty zbadania... Zastanawiam się czy "Podróż trzynastą" czytał Stanisław Pagaczewski, autor "Porwania Baltazara Gąbki", bo jego Kraina Deszczowców dziwnie Pintę warunkami życia przypomina:

"Książę skinął głową.
— /.../ Hipolit Gąbka obawia się, że tak długi pobyt brata w Krainie Deszczowców może niekorzystnie wpłynąć na jego zdrowie. Klimat jest tam okropny.
— Wilgoć. Bagna. Mgła. Reumatyzm — wyrecytował Smok jednym tchem.
— Deszczowcom to nie szkodzi — ciągnął Krak — ale normalny człowiek nie może tam dłużej przebywać niż dwa lata.
— O ile mi wiadomo, Deszczowcy uważają siebie za normalnych, a nas traktują jak gorszy gatunek ludzi."


W tym - równie totalitarna jest:

"Żeby was pokręciło — pomyślał profesor i ze złością wyłączył radio. — Żeby was pokręciło.
W tej samej chwili przypomniał sobie, że w owym kraju dolegliwości reumatyczne uważane są za oznakę świetnego zdrowia, toteż zmienił swe życzenie i westchnął:
— Żeby was wysuszyło. Żebyście się opalili na brązowo.
Ulżywszy sobie w ten sposób, wypił szklankę herbaty i wyszedł do miasta. Oczywiście nie zapomniał o parasolu. Dzięki niemu już z daleka zwracał uwagę na ulicach Kibi-Kibi. Mieszkańcy stolicy brzydzili się parasolami; zresztą wyrób i sprzedaż tych przedmiotów były surowo zabronione. Jedynie cudzoziemcy mieli prawo publicznie pod nimi paradować.
Po wyjściu z domu profesor skierował się w prawo, aby osiągnąć skrzyżowanie ulicy Mokrego Grzyba z ulicą Bagienną. Stał tam kiosk z gazetami, w którym profesor codziennie zaopatrywał się w dziennik pt. “Mokre Nowiny”. Sprzedawca gazet, pan Zenobiusz Akwadon, już z daleka go spostrzegł i wręczając mu dziennik zapytywał o zdrowie.
— Ach, niedobrze, niedobrze — odparł Gąbka — zaczyna mnie; łupać w kościach.
— To wspaniale! — zawołał pan Akwadon. — A drze pana w mięśniach pleców? Jeszcze nie? Cierpliwości! I to cudowne uczucie z czasem przyjdzie. A gdy panu spuchną stawy rąk i nóg, będziemy mogli rzec, że się pan u nas zadomowił na dobre.
— Dziękuję — powiedział profesor. — Wolałbym nie mieć reumatyzmu. Coraz bardziej tęsknię za słońcem.
Pan Akwadon obejrzał się trwożnie i przyłożył palec do ust.
— Pst! Nie radzę panu wyrażać głośno takich życzeń.
— Jestem obywatelem Grodu Kraka — powiedział Profesor — i nie obawiam się Tajnych Strażników. Gdyby mi się stało co złego, mój książę wiedziałby, jak się o mnie upomnieć.
Akwadon pokiwał głową z niedowierzaniem.
— Lepiej z nimi nie zadzierać. To niebezpieczne. Mogą pana zamknąć w twierdzy, a oficjalnie ogłosić, że utopił się pan w czasie kąpieli w Jeziorze Tysiąca Nenufarów. Zbyt pana cenię, żebym panu tego życzył.
Gąbka odczuł głębokie wzruszenie.
— Dziękuję. Widzę, że mam tu prawdziwych przyjaciół.
— Oczywiście, że tak — potwierdził Akwadon. — Większość z nas to ludzie porządni, tylko okropnie zastraszeni przez urzędników Największego Deszczowca.
W tej samej chwili Akwadon, spostrzegłszy zbliżającego się do kiosku obcego człowieka, zmienił temat rozmowy:
— Tak jest, panie profesorze, oto najnowsza gazetka z doskonałymi wiadomościami. U nas są zawsze doskonałe wiadomości. Służę panu, moje uszanowanie...
Profesor uchylił melonika, uśmiechnął się uprzejmie i powędrował ulicą Bagienną. W Kibi-Kibi nie brukowano jezdni ani chodników, ażeby nie pozbawiać obywateli przyjemności brodzenia po błocie i kałużach. Toteż profesor Gąbka zmuszony był do wykonywania dziwacznych skoków, w czasie których wielce pomocny był mu parasol, pozwalający na utrzymywanie równowagi.
W połowie ulicy Bagiennej, w dużym, bardzo wilgotnym domostwie, znajdował się sklep pana Mżawki. Można tu było dostać pierwszorzędne pieczywo, nadzwyczajnie klejące się do zębów, pełne smakowitych zakalców i grudek stęchłej mąki. Chleb i bułki ze sklepu pana Mżawki słynęły na całą dzielnicę, podobnie jak gnijące kartofle i buraki oraz biszkopty nasycone wodą morską. Mieszkańcy Kibi-Kibi bardzo chętnie zaopatrywali się w żywność w sklepie przy ulicy Bagiennej; profesor kupował tu jedynie landrynki, które na szczęście były zupełnie takie same, jak w jego rodzinnym mieście."


A jej mieszkańcy jak nic przekształcili się już w badubiny:

"— Niewątpliwie, Kraina Deszczowców jest bardzo mało znana. Musiałbym tylko dostosować swą kamerę do zdjęć podwodnych, bo słyszałem, że Deszczowcy większą część życia spędzają w basenach wypełnionych deszczówką.
— Słynny uczony Gregorius Simonides powiada w swym dziele pt. “Opisanie krain dziwacznych y wielce ciekawych na krańcach świata naszego znaydujących się”, że mają oni coś w rodzaju rybich skrzel, a ich palce są połączone błoną, podobnie jak palce gęsi lub kaczek."


Ponadto, w "Porwaniu...", jak w owej "Podróży...", istnieje bliźniaczy - wrogi pierwszemu - zamordyzm:

"Dostojnicy — jak jeden mąż — opalali się na specjalnie w tym celu zbudowanych pomostach, aby dać dobry przykład społeczeństwu. W Słonecji kult słońca stanowił coś w rodzaju panującej religii. Władcy wychowywali naród przy pomocy niezbyt przyjemnych metod. Słońce jest wielkim przyjacielem ludzkości, motorem wszelkiego życia, to prawda. Ale może też być przekleństwem, jeżeli jest go za dużo. Królowie Słonecji pragnęli uszczęśliwiać swój naród, nie pytając go wcale o zgodę. Nie ma nic gorszego nad uszczęśliwianie ludzi wbrew ich woli... Każdy z nas z przyjemnością pogrzeje się na słoneczku — pod warunkiem, że czynność ta będzie trwała tak długo, jak sam zechce. Pomyślcie jednak, co by to było, gdyby kazano wam opalać się przez dwanaście godzin na dobę. Brr... A tymczasem biedni poddani króla Słoneczko musieli wygrzewać się od rana do wieczora. Na jego rozkaz w całym kraju wybudowano setki pomostów drewnianych i zaopatrzono je w znormalizowane leżaki. Produkcja wszelkich zasłon, namiotów, parasoli itp. — została zakazana. Obowiązującym strojem mieszkańców Słonecji były pływki i kostiumy kąpielowe. Odpoczynek w cieniu traktowany był jak przestępstwo antyrządowe. Toteż wszyscy obywatele Słonecji byli wprawdzie wspaniale opaleni, jednak wcale nie uważali się za szczęśliwych. Ponadto panująca w tym kraju susza nie przyczyniała się do piękności krajobrazu. Ziemia pokryta była wyschniętą, mocno szeleszczącą trawą, a wszystkie drzewa można było policzyć na palcach rąk i nóg. Było ich bowiem akurat dwadzieścia. Sterczały ze spękanej ziemi jak czarne kikuty, pozbawione liści i owoców."

"Ministrowie poczęli się schodzić na Plac Ważnych Zebrań i zajmować miejsca na ławach. Wraz z nimi przybyli dziennikarze wietrzący wielką sensację. W Słonecji wychodziły tylko dwie gazety. Jedna zwała się “Promyk”, druga zaś “Słonecznik Powszechny”. Redaktorem pierwszej był pan Spirydion Ciepełko, drugiej zaś pan Euforiusz Foton. Obaj naczelni redaktorzy — stale z sobą skłóceni i nie lubiący się serdecznie — zajęli miejsca w loży prasowej. Czterdziestu ośmiu ministrów oraz stu szesnastu ich zastępców usiadło na ławkach rządowych. Wokoło stanęły szeregi królewskich gwardzistów. Były to chłopy na schwał: jeden w drugiego szczycił się dwoma metrami wzrostu. Gwardziści, ze względu na swój wzrost, uważali się za lepszych obywateli kraju, ponieważ promienie słońca w drodze na ziemię zatrzymywały się na nich nieco wcześniej niż na innych mieszkańcach.
Punktualnie o godzinie siedemnastej zjawił się na placu król Słoneczko. Na jego widok gwardziści wydali gromki okrzyk: — Czołem, królu Słoneczko — połykając jednak połowę zgłosek, tak że zabrzmiało to: “Czoł-król-słon”. Orkiestra, zgromadzona w jednym rogu placu, zagrała hymn państwowy, zaczynający się od słów:
“Słońce świeci, słońce grzeje, słońce praży...” zaś dostojnicy państwowi powstali ze swych miejsc, skandując miarowo:
— Król Sło-necz-ko, król Sło-necz-ko!
Gdy ucichły dźwięki trąb, puzonów, bębnów, czyneli i klarnetów — oraz okrzyki pełnych entuzjazmu ministrów — nad placem zapanowała głęboka cisza. Król Słoneczko wystąpił na podwyższenie i chrząknąwszy kilka razy, rozpoczął przemówienie."


ps. Bonusowo można zauważyć w w/w powieści obecność gatunków jakby z (tym razem o rok, nie dekadę, starszego) "Ratujmy Kosmos" wziętych:

"Drogą wijącą się przez Las Chudzielców sunęła amfibia, prowadzona pewną ręką Smoka. Samochód podskakiwał na wybojach, rozchlapywał wodę z kałuż i płoszył pętające się tu i ówdzie potworki, przypominające patelnie, zaopatrzone w cztery kudłate odnóża i długie, glistowate ogony. Na ich widok profesor Gąbka wykrzykiwał z przejęciem:
— Coś wspaniałego! To niezmiernie rzadkie okazy Stukotków Zajadłych. Są już na wymarciu i właściwie należałoby wziąć je pod ochronę. A te, podobne do skrzydlatych parówek, to są Chrobołki Sosnowe. Och, jaki śliczny okaz Kopytnika Kichawca! Smoku, zatrzymaj się, muszę go z bliska obejrzeć.
Poczciwy profesor zdawał się już nic nie pamiętać ze swych tragicznych przeżyć. Skoro tylko znalazł się na wolności, natychmiast zajął się swoją pracą, stanowiącą dla niego jedyny sens i urok życia.
Ale Smok, choć bardzo cenił wybitnego naukowca, niestety nie mógł spełnić jego życzeń.
— Kochany profesorze — powiedział — musimy jak najszybciej jechać do stolicy. Największy Deszczowiec gotów jest zebrać trochę wojska i mścić się na tych, którzy ośmielili się podnieść na niego rękę. To chyba jest ważniejsze niż zbieranie Okropików...
— Masz rację — rzekł profesor — ale muszę poprawić: Głaźniki nie mają nic wspólnego z Okropikarni. To zupełnie inny gatunek. Najpiękniejsze z nich noszą nazwę Dziwaczków Krętowłosych i są dalekimi kuzynami żab latających.
— Fe, jakie to wszystko paskudne — skrzywił Bartolini.
Profesor gwałtownie zaprotestował:
— Ależ nic podobnego. To urocze zwierzaki. przykład Ryjkonos Dębowiec to cudo; tak podskakuje , że nawet nieboszczyka potrafi rozśmieszyć."


B. luźne podobieństwo pewnego wątku owego dziecięcego przeboju lat '60 do - nieco młodszego dla odmiany - "Głosu..." (ale wątek odpowiedzialności moralnej uczonych wtedy w powietrzu wisiał ;)):

"— /.../ A co u ciebie? Złapałeś dziś kogo?
Salamandrus zaprzeczył ruchem głowy.
— Nie. Mogłem wprawdzie złapać dwóch młodych ludzi, którzy łowili żaby bez zezwolenia, ale powiem panu w zaufaniu, że mam już dość tej paskudnej roboty. Gdybym ich zaprowadził do Wielkiego Strażnika, mogliby się znaleźć na resztę swego życia w lochach twierdzy Kibi-Kibi.
Profesor Gąbka zadrżał z oburzenia.
— Nie rozumiem, jak można tak surowo karać za niewielkie przestępstwo. To okrutne!
Salamandrus uśmiechnął się gorzko i rzekł:
— Ja też tak uważam, panie profesorze. Ale takie są przepisy wydane przez Największego Deszczowca. Muszę ich przestrzegać, jeśli sam nie chcę się znaleźć w lochach Kibi-Kibi. Ale żal mi ludzi. Dlatego też staram się, żeby mnie z daleka widzieli i mogli na czas zniknąć, zanim ich przyłapię. W tym celu pływam w swej łodzi i śpiewam na głos wszystkie piosenki, jakie tylko znam. Słyszą mnie z daleka i uciekają... Marzę o tym, żeby pójść na emeryturę, ale niestety jestem na to za młody. Mam dopiero dziewięćdziesiąt osiem lat.
Baltazar Gąbka wiedział, że w Krainie Deszczowców trzeba mieć co najmniej trzysta lat, żeby iść na emeryturę, więc nic nie odrzekł, tylko westchnął głęboko. Już dawno doszedł do przekonania, że Największy Deszczowiec rządzi swym państwem srogo i bezlitośnie. Gąbka chętnie by wrócił do swej ojczyzny, gdyby nie zatrzymywały go badania naukowe. Fakt, że od dawna nie dostał ani jednego listu od swego brata Hipolita, wskazywałby na to, że Największy Deszczowiec przejmuje jego korespondencję, chcąc w ten sposób zerwać wszelkie więzy łączące profesora z ojczyzną. Baltazar podejrzewał, że władca Krainy Deszczu pragnie zatrzymać go na zawsze w swym kraju, nie mógł tylko zrozumieć powodów takiego postępowania.
— To jeszcze nie wszystko — powiedział Salamandrus i przysunął się do uczonego. — Gdy dziś w południe byłem na dworze Największego Deszczowca, usłyszałem od naczelnika straży pałacowej, że pańskie badania mają wielkie znaczenie dla wzmocnienia naszej armii.
— To bzdura — zawołał Gąbka — przecież latające żaby nie mają nic wspólnego z wojskiem. Moim celem jest jedynie nauka i nic więcej.
— Wiem o tym — rzekł Salamandrus — ale nasz władca pragnie wykorzystać pańskie badania dla celów wojennych. Czy pan nie zdaje sobie z tego sprawy?
— Oczywiście, że nie.
— Byłem tego pewny — powiedział dozorca Jeziora Tysiąca Nenufarów. — Pan jest człowiekiem uczciwym. Poza nauką nic dla pana nie istnieje. Całe nieszczęście polega jednak na tym, że są ludzie, którzy chcą zaprząc uczonych do służby nie mającej nic wspólnego z dobrem ludzkości.
— Ale cóż mogą mieć z tym wspólnego żaby latające?
— Bardzo wiele, drogi profesorze — powiedział Salamandrus. — Największy Deszczowiec na podstawie pańskich badań chce wyhodować żaby latające tak wielkie, żeby mogły służyć do przerzucenia wojska przez Morze Burzliwe i zaatakowania Grodu Kraka.
Baltazar Gąbka zerwał się z miejsca i krzyknął:
— To straszne! Czy jesteś tego pewien? Salamandrus pokiwał głową.
— Niestety tak. Postanowiłem powiedzieć to panu, żeby zapobiec nieszczęściu. Niech pan stąd ucieka jak najprędzej, błagam pana.
— A więc tak — wołał profesor chodząc wielkimi krokami po chatce. — A więc to tak. Największy Deszczowiec chce zniszczyć mój kraj. Chce uczynić nas niewolnikami, którzy będą musieli na niego pracować. Byłem tak naiwny myśląc, iż chodzi mu tylko o dobro nauki. Ach, co za fajtłapa ze rnnie. I jaki z niego łotr!
Sałamandrus położył palec na ustach.
— Pst. Niech pan tak nie krzyczy. Jesteśmy tu sami, ale kto nam zaręczy, że jakiś szpieg nie dostał się potajemnie na wyspę? W tym kraju trzeba trzymać język za zębami. To, cośmy tu mówili, wystarczyłoby, żeby nas wrzucić do najgłębszego lochu w Kibi-Kibi."


Tudzież wzmiankę o zielonej magii (której mistrzem jest Onufry Arkadiusz Paralaksa — Wielki Astrolog Książęcy /.../ i kawaler Orderu św. Jacka z Pierogami) - co znów każe spytać czy Mistrz nasz czytał Pagaczewskiego, czy im się tak okolicznościowo (nazewniczo) zbiegło.

(Przepraszam za rozbudowaną cytatologię, inaczej wypunktować podobieństw nie dało rady.)

Edit:
Po guglaniu widzę, że otwarte drzwi (poniekąd, bo u nas jednak wspominam o tym pierwszy, a i z pijesowymi bonusami nikt mnie chyba nie wyprzedził*) wyważam, p. Kuba Grom od "Nowej Alchemii" wcześniej pintowo-deszczowcowe pokrewieństwo zauważył:
https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=513667
Choć i tak jestem lepszy niż p. Tadeusz Nyczek, który, w "Wyborczej", błędnie przypisał Pagaczewskiemu pierwszeństwo (przed Lemem) w zakresie politycznej aluzyjności ;):
http://wyborcza.pl/1,75517,739176.html?disableRedirects=true
(Acz - z drugiej strony - to pan N. najwcześniej zwrócił uwagę na to, że coś twórczość dwóch Stanisławów łączy, więc...)

* Więc może jeszcze dwa dorzucę... U obu autorów mamy zabawne - minionym ustrojem pachnące - instytucje, nazwane równie komicznymi akronimami:

"W Krainie Deszczowców żaby stanowią jeden z największych przysmaków. Do niedawna wyłączne prawo połowu miał ŁOWŻAB. Od pewnego czasu Największy Deszczowiec zezwala swym poddanym na łowienie żab, pobierając za to wysokie opłaty. Każdy obywatel może złowić tylko dziesięć żab miesięcznie. Za przekroczenie tej ilości stosowane są niezwykle surowe kary, z których najłagodniejszą stanowi piętnastoletnie więzienie w najsuchszym lochu twierdzy"

I oryginalne zakony:

"Profesor, będący miłośnikiem muzyki, poznał “Pieśń płynącej wody”, skomponowaną przez ojca Hieronima Kropelkę z klasztoru Braci Mokrych, znajdującego się nad brzegiem Jeziora Śniętego Karpia. Był to bardzo starożytny klasztor, a jego mieszkańcy słynęli z dzieł muzycznych i literackich, a także z produkcji najlepszej w kraju wody sodowej."
« Ostatnia zmiana: Września 14, 2017, 10:49:23 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #766 dnia: Marca 20, 2018, 06:51:11 pm »
Wybaczcie odgrzebanie raz jeszcze... Najnowsza afera Cambridge Analytica:
https://www.theguardian.com/uk-news/2018/mar/19/cambridge-analytica-execs-boast-dirty-tricks-honey-traps-elections
https://www.theguardian.com/news/series/cambridge-analytica-files
Zdaje się pokazywać, że uwagi o specjalistach z amerykańskiej ambasady, to nie były - jak niektórzy twierdzili - odgórnie narzucone antyimperiałki, ani objaw jakichś rzekomych antyamerykańskich fobii Lema. To było po prostu pozbawione złudzeń odnotowanie jak się w krajach demokratycznych politykę robi. Dziś bodaj bardziej aktualne niż w roku 1954 (bo amerykańska technika poszła do przodu).

(Przy czym aby nie chłostać tylko obywateli USA, trzeba - z elementarnej uczciwości - odnotować, że prezesem owego Cambridge... jest Brytyjczyk, i to ponoć ze starej szkoły, głównym inwestorem - Amerykanin, a specjalistą od danych - Rosjanin. Prawdziwie międzynarodowe przedsięwzięcie.)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #767 dnia: Października 29, 2019, 08:39:55 pm »
Chyba tu napiszę, choć i do Solaris by pasowało.
Otóż przeglądając wywołane prze Olkę "pierwsze zdania z utworów Lema",  w jedno z rozpędu wsiąkłem, do końca. "Szczur w labiryncie", kiedyś kiedyś już  przeczytane, zapomniane w szczegółach - a tymczasem zawiera zaczątki - tak mi się zdaje - podróży 7 z dzienników gwiazdowych i wątku duplikacji z powieści Solaris.
Zamknięci wewnątrz kosmicznego organizmu przypadkowi turyści próbują się wydostać. W trakcie walki o życie napotykają na własne i innych zwierząt (ryb) duplikaty - nie wiedząc w jakim celu produkowane przez istotę, sądzą, że być może to rodzaj testu, jakimi poddawane były szczury w pracowni jednego z bohaterów. Poza tym na skutek zaburzeń temporalnych (ale inaczej wyjaśnionych niż w podroży 7) napotykają samych siebie z różnych czasów - to już  wprost podobne do najpopularniejszego Tichego. Dodam,że owe opowiadanie jest z 1957 a więc kilka lat wcześniejsze niż Dzienniki G. Może ktoś zechce przejrzeć i porównać?
Czy też ulegam złudzeniu?
« Ostatnia zmiana: Października 29, 2019, 08:41:51 pm wysłana przez liv »
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #768 dnia: Listopada 08, 2019, 09:08:22 pm »
Chyba tu napiszę, choć i do Solaris by pasowało.
Otóż przeglądając wywołane prze Olkę "pierwsze zdania z utworów Lema",  w jedno z rozpędu wsiąkłem, do końca. "Szczur w labiryncie", kiedyś kiedyś już  przeczytane, zapomniane w szczegółach - a tymczasem zawiera zaczątki - tak mi się zdaje - podróży 7 z dzienników gwiazdowych i wątku duplikacji z powieści Solaris.
Zamknięci wewnątrz kosmicznego organizmu przypadkowi turyści próbują się wydostać. W trakcie walki o życie napotykają na własne i innych zwierząt (ryb) duplikaty - nie wiedząc w jakim celu produkowane przez istotę, sądzą, że być może to rodzaj testu, jakimi poddawane były szczury w pracowni jednego z bohaterów. Poza tym na skutek zaburzeń temporalnych (ale inaczej wyjaśnionych niż w podroży 7) napotykają samych siebie z różnych czasów - to już  wprost podobne do najpopularniejszego Tichego. Dodam,że owe opowiadanie jest z 1957 a więc kilka lat wcześniejsze niż Dzienniki G. Może ktoś zechce przejrzeć i porównać?
Czy też ulegam złudzeniu?
Jeśli Ty ulegasz to ja także. Myślałam nawet, że gdzieś tutaj o tym napisałam - ale nie znalazłam.
W rzeczonym opowiadaniu nawet sobie zapisałam na str. 23, przy tekście:
Jaki jeszcze miałem materiał? Kukły. Więc próby nawiązania kontaktu? To nie było pewne.

...Solaris

Tak, to opowiadanie to pewien zestaw pomysłów, które Lem wykorzystał później w innych historiach.
Sporo w Dziennikach...

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #769 dnia: Listopada 19, 2019, 04:22:22 pm »
A ja się do początków cofnę, do dyskusji o wnętrzu rakiety Tichego. Poprzednią, fajerflajową, propozycję NEX podsumował:
Eee, zbyt nowoczesnie  ;)

Co powiecie na to?
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Lieber Augustin

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 2673
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #770 dnia: Listopada 19, 2019, 11:27:49 pm »
To przecież nie Tichy, tylko Gagarin. Obraz nazywa się „Gagarins Breakfast”.
Proszę zwrócić uwagę na leżący obok kosmonauty helm. Istnieje wersja, że napis „seseser” wykonano dosłownie w ostatniej chwili przed startem:
https://joemonster.org/art/36119
Wiktor Suworow w taki – nieco poetycki - sposób opisał tę sytuację (sorry za offtop :) ):

Jurija Aleksiejewicza zapakowano do skafandra. Hełm biały, kombinezon pomarańczowy, buty czarne. Arcydzieło.
Na dzieło sztuki po jego ukończeniu trzeba zawsze spojrzeć z boku. A nuż w ostatniej chwili zauważysz jakieś niedociągnięcie.
Obejrzeli go z każdej strony: Zuch chłopak! Gotowy. Leć!
— Chwila! — krzyczy główny konstruktor Korolow. — Chwila.
— Coś nie tak, Siergieju Pawłowiczu?
— Nie można wysłać w kosmos człowieka, który tak wygląda!
— Dlaczego nie można?
— Spójrzcie tylko! Do czego to podobne?
— Jak to do czego? Do pierwszego kosmonauty na Ziemi!
— Ni cholery! Nie minął rok, jak nasza dzielna artyleria przeciwlotnicza zestrzeliła pierwszą rakietą amerykański samolot rozpoznawczy U–2. Pilota Powersa pojmano, osądzono i osadzono w więzieniu. A nasz pierwszy na świecie kosmonauta w tym pomarańczowym stroju niczym się nie różni od tego amerykańskiego szpiega. Wyląduje ze spadochronem, a pijani chłopi w ekstazie patriotycznej spuszczą mu manto.
— No tak. Faktycznie. Trzeba pilnie przyczepić na hełm czerwoną gwiazdę.
— Jak ty ją przyczepisz?
— Namalować!
— Malarza! Natychmiast!
Ale gdzie na kosmodromie przed lotem człowieka w kosmos, przed pierwszym lotem na świecie, przed samym startem, kiedy wszystko już jest gotowe, znajdziecie malarza? Po co tam malarz! A u nas potrafią. Jak chcą.
W jednej chwili prawie za kudły przyciągnęli malarza: tu jest, w magazynie się grzał, hultaj jeden!
Siergiej Pawłowicz spojrzał na malarza krytycznie: jakieś nie wiadomo co. Nie ma wyjścia. Tylko taki jest.
— Gdzie masz farby?
— Tu!
— Pędzle?
— Też.
— Do roboty, w tej chwili namaluj na hełmie gwiazdę! I to szybko, człowiekowi do gwiazd się śpieszy.
— Nie będę.
— Czego „nie będziesz”?
— Malować nie będę.
— Ja ci pokażę „nie będę”! Pokażę ci matkę diabła! Dlaczego nie będziesz?
— Człowiek leci w kosmos. Pierwszy na świecie! Na jego zdjęcie przez wieki i tysiąclecia będą patrzeć potomni na wszystkich kontynentach. A na jego skafandrze — krzywa gwiazda! Malarz nie może tak po prostu bez szablonu wyraźnie namalować gwiazdy na hełmie, który już jest na człowieku i dlatego jest niestabilny. Nie może!
— No tak. Problem.
— A jeżeli napiszemy CCCP?
— Pisz!
« Ostatnia zmiana: Listopada 19, 2019, 11:30:26 pm wysłana przez Lieber Augustin »

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #771 dnia: Listopada 19, 2019, 11:34:32 pm »
Fajna anegdotka;)
To przecież nie Tichy, tylko Gagarin.
Ale wygląda jak Tichy - tylko ma hełm i samowar od Gagarina;)
Nawiasem - mnie też się rzuciło...przy okazji Salut 7, że Lemowym bohaterom bliżej do radzieckich, niż amerykańskich kosmonautów - przez ową swojskość?

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #772 dnia: Listopada 19, 2019, 11:50:20 pm »
To przecież nie Tichy, tylko Gagarin.

Ciii. Gębę przefasonować, napis zamalować, samowar schować i będzie Tichy  jak malowanie.

Nawiasem - mnie też się rzuciło...przy okazji Salut 7, że Lemowym bohaterom bliżej do radzieckich, niż amerykańskich kosmonautów - przez ową swojskość?

A mnie się rzuciło, że Ci się rzuciło, i obrazkowo nawiązałem.

(Nawiasem: gdy o radzieckich, swojskich, kosmonautach mowa... Rzuć okiem do wątku pożegnalno-żałobnego.)
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #773 dnia: Września 06, 2020, 01:26:05 pm »
« Ostatnia zmiana: Września 06, 2020, 01:35:15 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #774 dnia: Stycznia 09, 2021, 01:26:13 pm »
Przeczytałam "Krokodyla" Dostojewskiego - ostatni rozdział zapachniał kurdlami... inspiracja? Do wewnętrznego - wkurdlowego -  życia? Spożywania z musztardą, cebulką i kartoflami?:)
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4932462/opowiesci-biale-noce-cudza-zona-sen-wujaszka-krokodyl

Generalnie: Iwan Martwiejewicz pachnie mi trochę Tichym:)

xetras

  • God Member
  • ******
  • Wiadomości: 1435
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #775 dnia: Stycznia 13, 2021, 03:59:05 pm »
O tym blobie bardziej po ludzku jest tu:
https://spidersweb.pl/2019/10/blob-kropla-physarum-polycephalum-grzyb-zwierze.html

Z biologii jestem ignorantem a zwłaszcza po zagranicznemu. Tu po polsku.
"Wspólnota narodu buduje się na kiczu" (Kundera)

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #776 dnia: Stycznia 13, 2021, 08:17:28 pm »
O tym blobie bardziej po ludzku jest tu:

To zależy co dla kogo bardziej po ludzku jest ;).
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #777 dnia: Lutego 02, 2022, 10:33:39 am »
Jeszcze jedna ciekawostka. W Kambodży - przed rewolucją czerwonych Khmerów - armia inwestowała w naukę magii (co ponoć wynikało z mistycznych obsesji ówczesnego premiera tegoż kraju):
https://www.nytimes.com/1972/08/13/archives/cambodias-soldiers-get-training-in-magic.html
Poświęcony sprawie tekst pochodzi - jak widać - z roku '72, zastanawiam się więc czy mogło to być inspiracją dla wiadomego wątku opowiadania o Dońdzie, które datowane jest na rok '73.
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Nikto

  • Junior Member
  • ***
  • Wiadomości: 56
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #778 dnia: Kwietnia 12, 2022, 01:28:42 pm »
Taki drobny wtręt. Gdyż wydaje mi się, że coś odkryłęm, ale takimi odkryciami wypełnione całe moje życie, tzn szybko okazywało się, że juz dawno odkrył ktoś moje odkrycie.
Ostanio sentymentalnie powróciłem do Strugackich. W "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" Strugaccy wymieniają profesora Tarantogę jako twórcę jakiegoś  prawa czy teorii.
Czy to jest powszechnie znany fakt?
Żyjemy by śnić i śnimy, by żyć.

Q

  • YaBB Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16748
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Akademia Lemologiczna [Dzienniki gwiazdowe]
« Odpowiedź #779 dnia: Kwietnia 12, 2022, 01:53:03 pm »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki