Z tego wynika od razu problem, czy mózg zasymulowany (S2) przez symulowanego (S1) będzie "myślał" (zakładając, że myślenie pochodzi z zewnątrz)? Otóż może, jeśli ta nadrzędna symulacja taki scenariusz dopuszcza - a w zasadzie może przejawiać "symptomy myślenia", jako że nie sposób uzyskać tu jakiejkolwiek pewności, co czego jest przyczyną. Inaczej mówiąc, przekonanie o realności myślenia "symulowanego" musi stać na gruncie przekonania o własnej realności, gdy tymczasem jest ono poważane, przynajmniej hipotetycznie, przez zaistniały fakt możliwości symulacji.
Hoko tam jest problem jeszcze głębszy, kiedy patrzymy z perspektywy świata utworu (niekoniecznie świata rzeczywistego)... Otóż "wszechświat" Corcorana ma dwa rodzaje mieszkańców (i nie dziwię się, że
liv ze Snergiem...): uprzywilejowanych tzn. tych, którzy są -
de facto mózgami elektronowymi (ci niewątpliwie mają samoświadomość, acz "żyją" w iluzji) i symulowanych (których iluzję tworzy bęben...
maszyny losującej, chce się dodać, bo wszak losy im kształtuje

). Jedni i drudzy ewidentnie zdali by wszystkie testy jakie Turing by wymyślił

, a przecie drudzy są w praktyce znacznie bardziej atrapowaci...
Czy ci drudzy myślą/są świadomi? Z opowiadania należy wyciągnąć wniosek, że nie, choć każdy z nich do upadłego co innego by twierdził... Przypominają się tu słowa GOLEMowe:
"jak powstała już teologia przecząca istnieniu Boga, tak jest już golemologia negująca moje istnienie, której rzecznicy mają mnie za humbug informatyków MIT–u, programujących sekretnie te wykłady. Choć Bóg milczy, a ja mówię, nie udowodnię autentyczności mego istnienia nawet działając cuda, bo i to dałoby się odtłumaczyć. Volenti non fit iniuria."Pytanie tedy: czy Lem sugeruje, iż istnieje zasadnicza jakościowa różnica między
świadomością, a
idealną iluzją świadomości, czy wszystko przez umowność konwencji, po prostu?
(A nawiasem: skoro tyle - szczątkowych, ale chyba jednak osobowości - zdołały pomieścić rozregulowane obwody Terminusa, to czemu nie
bęben?)