Jeszcze krócej
Czy to było oddanie władzy? Tak, było.
Komu?
Bez wątpienia sam Jaruzel po tych wyborach był mniej absolutystyczny, niż przed nimi - ergo, oddał część władzy.
Nawet, jak pamiętasz, wybór Jaruzela na mesje presidą szedł jak po grudzie,
Bo wyborcy obalili listę krajową. Podważając tym samym okrągłostołowy kompromis. Strona "opozycyjna", robiła co mogła, by zwrócić te mandaty rządowym.
I ja wcale im się nie dziwię. Jak się siedzi na beczce z prochem to nie krzesze się ognia. Komu byłyby posłuszne wszystkie, istniejące przecież w pełnej gotowości służby PRL, cały jej aparat w istocie?
po dziś dzień całkowicie swobodnie naród wybierał 7 razy
Ściślej biorąc - pół narodu.
Trudno mieć pretensję do Jaruzela, który po części (uważam, że znakomitej) doprowadził do tego, że skończył się PRL i 7 razy odbyły się wolne wybory - że naród głosował, tak jak głosował. To chyba oczywiste? Nie sądzisz chyba, że Jaruzel (bądź jego spadkobiercy, którzy jak uważasz, strojni w piórka opozycji, przejęli po nim i z jego namaszczenia schedę) ukartował wszystkie 7 głosowań?
Wydaje mi się oczywiste, że
pokojowa wymiana władzy z quasi-totalitarnej na obieralną
musi zakładać miękkie lądowanie dla bywszego aparatu - bo inaczej on by się zwyczajnie na taką zmianę nie zgodził. Chyba, że można temu aparatu przystawić lufę do skroni - ale takich możliwości nie było. Przy czym ja sądzę, że Ty za bardzo uwierzyłeś w strategiczne zdolności uwłaszczeniowe tego bywszego aparatu. Oczywiście, każdy łapał co mógł, jak to zwykle w takich razach, a ci co siedzieli wyżej łapali więcej, tylko że niekoniecznie była to odgórna strategia, według mnie raczej pospolite ruszenie i osobista zaradność.
PS.
Maźku, służby tego Pana, gdybyś im się akurat nie spodobał, bez zmrużenia oka wyłamałyby Ci palce w stawach. Na stole, tak na dzień dobry... Akurat tak, bo potem można nastawić - i nie ma śladu. Tylko dłoń przez jakiś czas, jak pędzel. Oczywiście, góra by nic nie wiedziała. Może nawet, gdyby wyszło jednak, złożyła wyrazy ubolewania.
Ależ w to akurat w ogóle nie wątpię, w najmniejszym stopniu.
O inteligencji Generała mam akurat wysokie mniemanie. Skuteczności też. Swoistej moralności również. Jednak nie był w stanie wyjść z gorsetu ideologicznego. Dlatego napisałem - swoistej.
I dlatego też, w tym się z Tobą różnię. Ale przecież o tym wiemy nie od dziś
Ale wiesz, ja także uważam, że to była aparatczyk, partyjniak, ze wszystkimi przyległościami z tego wynikającymi. W przeciwieństwie do Moczulskiego nie wszedł raczej do partii, żeby ją rozsadzić od środka
... Ja już chyba pisałem, że trudno żądać, aby towarzyszem pierwszym sekretarzem został bohater-opozycjonista bez skazy, zacięty wróg PRL, zaczynający dzień od sikania na portret Breżniewa. To fantazje. Historia lepi z tego, co ma pod ręką. Jak ewolucja, dlatego mamy wszyscy gęby tam, gdzie wcześniej mieliśmy d.py
. Nie o to chodzi, kim był, tylko co zrobił.
ale wiem jedno, w tej jednej, właściwej chwili potrafił się zdobyć na myślenie państwowe i postąpić jak mąż stanu wobec całego narodu a nie tylko kolegów z jego partii
W jakimś sensie jest ofiarą historii, co sam mówi. Udało mu się przenieść tak dużo PRL do III RP, nawet po tylu latach on wyłazi spod podszewki. W twarzach, odruchach i zapachu.
Tu się o tyle różnimy, że Ty widzisz pewną mityczną niezniszczalność PRLu. który jak stempel odcisnął ten wzorzec na pokoleniach i który bezcieleśnie żyje jako nieśmiertelna idea kanalizująca działania 30 (powiedzmy) procent narodu... Do tego stopnia, że ulegają jej ludzie z każdej opcji i po tym można ich poznać - a także stwierdzić istnienie tej idei. Ja zaś sądzę, że to wyłazi polska mentalność, mentalność Polski B, pozbawionej Polski A (czyli elit), a nawet pozbawiona wstydu przed nimi. Że to to samo co wyłaziło zawsze i wszędzie, czy weźmiesz Targowicę czy liberum veto. To się mocno pogłębiło po DWŚ.