Jako fizyk z wykształcenia i rozumu, zawsze wolałem pisać o konkretach niż przytaczać i analizować miękkie opinie. Centymetr, gram, sekunda oraz nazwiska, daty, liczby, złotówki, dolary i inne gołe fakty zawsze pasowały mi bardziej niż subtelne podziały włosa na czworo, asekuracyjnie opatrywane na dodatek zastrzeżeniami typu „uważam, że”, „raczej przypuszczałbym”, „wydaje mi się” albo „chyba jakoś prawdopodobnie”. Z twardymi danymi trudno polemizować, i pewnie dlatego osławiony rzecznik prasowy rządów PRL tylko szydził i kpił na łamach „Rzeczpospolitej” i „Trybuny Ludu” z moich wyliczeń na temat minimum socjalnego, które, mocno pokreślone przez cenzurę, jakimś cudem ukazały się w bezcennym krakowskim „Tygodniku Powszechnym” latem 1986 roku.
To zamiłowanie do konkretów zostało mi na starość, i choć dzisiejszy rzecznik rządu nie nazywa się Jerzy Urban, to – poniekąd w imieniu warszawskiego Sądu Okręgowego – spytam w tej samej tonacji:
Panie Premierze, jak żyć? Przypomnę, że wedle oficjalnych danych GUS przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wynosiło w 2012 roku ok. 3500 zł brutto, czyli ok.
2800 zł netto. A przypomnę nie bez kozery, bo oto rzeczony sąd 16 maja 2013 wezwał mnie (XXIV C 380/13), abym – cytuję –
podał rodzaj i wysokość podstawowych wydatków ponoszonych na bieżące utrzymanie oraz źródeł, z których są pokrywane.*Sąd każe, praworządny obywatel musi. Proszę bardzo: mieszkanie (w tym gaz, CO i CW) –
580 zł, telewizja, internet i telefon –
120 zł, prąd –
100 zł, lekarstwa –
200 zł, środki czystości –
50 zł, wyżywienie (15 zł dziennie) –
450 zł. To są moje miesięczne wydatki stałe; mniej jakoś nie chce być. A nawet dodam, że bardzo pomocny dla schorowanego emeryta jest LuxMed, którego miesięczne usługi w najtańszym abonamencie kosztują
100 zł. Razem wychodzi to więc
1600 zł.
Czytelnik raczy zauważyć, iż jest to wydatkowy
bilans BEZ. Bez odzieży i przejazdów kolejowo-autobusowych, bez inwestycji domowych (meble, pościel, wyposażenie agd, etc.), bez składek członkowskich, używek i abonamentu RTV, bez okazjonalnych wydatków medycznych (badania płatne, dentysta, pończochy uciskowe, okulary etc.), bez fryzjera i usług Poczty Polskiej, bez upraw na balkonie, bez oszczędzania, bez napraw i części rowerowych, bez nieocenionej pani Agnieszki (studentka SGGW, dwa razy w miesiącu bierze 50 zł za trzy godziny domowych porządków, w tym na czworakach!), bez wczasów, prasy, książek, kina, lodów ani jakichkolwiek innych fanaberii...
Uprzejmie melduję Wysokiemu Sądowi, że powyższe ekspensy są pokrywane z mojej emerenty, która po ostatniej podwyżce (kwiecień 2013) wynosi netto ok.
750 zł miesięcznie (załączam decyzję ZUS), a także z honorariów autorskich (
małe kilkaset złotych), które od czasu do czasu życzliwie wypłacają mi zaprzyjaźnione redakcje (załączam swój PIT ‘2012). Resztę dopożyczam u rodziny i przyjaciół w nadziei na dochody z przygotowywanej właśnie książki o stanie wojennym.
I niech mnie Pan Bóg skarze (a sąd aresztuje), jeślim zełgał lub przekoloryzował choć o milimetr!
Stanisław Remuszko
____________
*Jako kulturalny patriota, pozwałem TVP do sądu za rzucanie mięsem w tzw. porze chronionej (wyrazy na „k…”, „ch…”, „p…” itd. między godziną 5:00 a 23:00) – wnosząc, aby za karę wpłacili
100 000 zł na fundację dobroczynną. Sąd odpisał, że zwolni mnie z opłat od tej kwoty, jeśli udokumentuję swój obywatelski niedostatek.
http://www.remuszko.pl/blog.php/?p=2939