@Q dzięki za panią Lwową!
Wojna medialna
Ja, Stanisław Remuszko, lat 66 (liczba półdiabelska), niezbyt zdrów na ciele, lecz wciąż jako tako na umyśle, zapisuję dla psychicznej równowagi, com widział dziś, w piątek, 7 marca 2014 roku między godziną 12:20, gdy sławny ursynowski pan doktor Pilarski Paweł jednym zdecydowanym ruchem wyrwał mi piątkę lewą górną, a 20:30, gdy, po obejrzeniu arcyciekawej rozmowy polskiego dziennikarza z rosyjską dziennikarką, nalałem sobie piwa marki Lech Pils i rozpocząłem z Kasią partyjkę “Ryzykanta” (gra w kości).
Oto tytuły wynotowane jak leci z prasowych półek ursynowskich sklepów “Megasam” oraz “Piotr i Paweł”(same tylko okładki i nagłówki): “Gazeta Polska” – Dajmy broń Ukrainie!, “Tygodnik Powszechny” – Putin u bram!, “Do Rzeczy” - Polska jak Burundi. “Nasz Dziennik” – Putin zaciska pętlę. “Angora”: WOJNA! (czerwone tłuste wersaliki). “Polityka” – Krymska wojna Putina, “Gazeta Polska Codziennie” – Wojna! F-16 lecą do Polski, “Gazeta Wyborcza” – Anschluss Krymu. Wesprzyj Ukraińców przeciw agresji Rosji, “Polska The Time” – Putin trzyma rękę na atomowym guziku. Ale czy ma kontakt z rzeczywistością? “Rzeczpospolitej” już na stojakach nie było, lecz w jej internetowym wydaniu redaktor Jacek Cieślak podał: “Żołnierze Berkutu, fanatycznie wierni Janukowyczowi, strzałem w lewą skroń lub lewe oko zabijali tych, którzy odważyli się wystąpić w obronie własnej wolności i godności". Wszystko to ilustrowały liczne zdjęcia bojowych samolotów i okrętów wojennych oraz wymierzonych w czytelnika luf pistoletów maszynowych, czołgów i snajperskich karabinów. Od takich samych widoków rozpoczynały się tego dnia również zajawy serwisów informacyjnych TVP, Polsat i TVN, a potem kolejne dziesięć albo i piętnaście minut poświęcano grożącej nam rychło wojnie (nagły przegląd polskich sił specjalnych, wypowiedzi “siłowych” ministrów, budżet MON, rakietowe wsparcie NATO i USA). Ufff...
Wszystko, co wyżej napisałem, mogę twardo (czarno-biało) udokumentować przed każdym sądem ludzkim czy boskim. Wszystko natomiast, co przeczytałem (usłyszałem, zobaczyłem) wewnątrz, budziło od początku tzw. grube wątpliwości (eufemizm). Chodzi o kłamstwo najskuteczniejsze, czyli o taką mieszankę prawdy i fałszu, w której zgodne z rzeczywistością są jeszcze pojedyncze słowa, ale frazy już niekoniecznie, całość zaś jest w dużej mierze manipulacją, która ma oddziaływać na odbiorcę nie przez konkret, tylko – uwaga! – niemal wyłącznie poprzez sprawiane wrażenie (treść, kontekst, dobór, montaż)). Jakie wrażenia ma wywołać to, co głoszą media? Głównie dwa wrażenia: po pierwsze - na Ukrainie nie było żadnej rewolucji (przewrotu zamachu stanu); po drugie – Putin najeżdża Ukrainę niczym Hitler Polskę i za chwilę ta wojna obejmie nasz kraj.
Bójmy, się, Obywatele! Brońmy się, Rodacy! Nie miejmy inteligenckich wątpliwości. Nie zadawajmy zbędnych pytań. Nie zauważajmy sprzeczności. Dajmy spokój logice. Pomińmy fakty. Szkoda czasu! Wyraźmy swą solidarność z uciśnionym ukraińskim narodem! Potępmy wrednego agresora!
Przypuszczam, że w identyczny sposób przemawiali do szarego ludu bolszewicy w roku 1917, oraz że taka wojenna propaganda, dzięki Bogu, okazała się w Polsce patriotycznie skuteczna w przeddzień Bitwy Warszawskiej w roku 1920. Lecz dziś chyba nic nam nie grozi? Od tamtych strasznych czasów minął prawie wiek, od jeszcze straszliwszej II Wojny Światowej prawie 70 lat, i prawie wszystko gruntownie się zmieniło. W powszechnym użyciu mamy dziś internet, portale społecznościowe i komórki. Nie można nas dziś odciąć od informacji, zrobić wody z mózgu, przymusić do poprawnego politycznie myślenia. Jesteśmy wolnymi wykształconymi ludźmi w wolnym bezpiecznym kraju. Jesteśmy ważnym członkiem Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jako jedyne państwo Starego Kontynentu przeszliśmy suchą nogą przez kryzys finansowy 2008 roku. Mamy niezłe perspektywy.
Gdybym znał angielski na poziomie wyższym od moja twoja lubić kochać, to bym przerzucił się na serwis Reutersa albo na BBC, lecz nawet mój marny translacyjny słuch mówi, że te same ukraińskie wydarzenia oni oceniają i hierarchizują zupełnie inaczej niż my! Mają inny rozum? Inne kamery i mikrofony? Przede wszystkim zaś buntuje się moja polska duma: dlaczego w mojej niepodległej i demokratycznej Ojczyźnie mam dowiadywać się o zagranicznych wydarzeniach z zagranicznych rozgłośni, jak za komuny?
Co zatem stało się nagle z polskimi środkami masowego przekazu, że wszystkie naraz, i to w ciągu dosłownie kilkunastu dni, nie tylko jęły głosić prawdy mocno inne niż telewizje europejskie, lecz i przeszły na retorykę wojenną? Czemu podgrzewają nastroje? Sieją wrogość? Wzniecają panikę? Zachowują się jak agenci wpływu polskich służb specjalnych lub obcych państw? Co się stało, do licha?
Mam za sobą ponad czterdzieści lat w pismaczym zawodzie, z niejednego redakcyjnego pieca chleb jadłem, wiele dziennikarskich miejsc, zdarzeń i okoliczności widziałem i słyszałem na własne oczy i uszy – ale takiej zbiorowej medialnej histerii jeszcze nie! Młody człowiek, pan redaktor Tomasz Terlikowski, którego pryncypialnych poglądów zazwyczaj nie podzielam, arcysłusznie napisał miesiąc temu w “Rzepie” (ja zaś wyciąłem sobie i powiesiłem na komputerze niczym paremię): Media od dawna już nie informują o świecie, ale tworzą pewną jego wizję i snują narracje, które z rzeczywistością niewiele mają wspólnego. Na co mądrze odrzekł mu internauta o nicku agape: Czytelnik/telewidz powinien być czujny i autonomiczny. Inaczej nie ma sensu ani czytać, ani oglądać. Własny rozum jest jedynym lekarstwem na zalew banału, fałszu oraz interesów samych mediów. Tych z prawa, tych z lewa i tych ze środka.
Na koniec tych medialnych rozważań mam dla Państwa jeszcze dwie medialne wiadomości. Obie dobre.
Naprzód przypadkowo obejrzałem – pierwszy raz w jakiejkolwiek telewizji od listopada ubiegłego roku – nieskrępowaną polsko-rosyjską wymianę zdań na tematy ukraińskie (red. Konrad Piasecki versus red. Ludmiła Lwowa). Spór był ostry, lecz nareszcie poprowadzony z zachowaniem wszystkich trzech prymarnych dziennikarskich kanonów (brak tematów tabu, odróżniać/oddzielać informację od opinii, pozwalać wypowiedzieć się drugiej stronie). Okazało się, że tak dyskutować – można.
Przed północą zaś posłuchałem napotkanego wcześniej w “Megasamie” red. Andrzeja Gorzyma, który poradził, abym nie skupiał się na wkurzających wstępniakach i czołówkach, tylko poczytał w internecie trzeźwe komentarze do nich, autorstwa zwykłych ludzi. Dla spokojności snu rada okazała się zbawienna i z przekonaniem polecam ją P.T. Czytelnikom : -)
Stanisław Remuszko