Autor Wątek: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia  (Przeczytany 1854051 razy)

liv

  • Global Moderator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 6612
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1740 dnia: Stycznia 05, 2010, 08:00:49 pm »
Cytuj
Skoro fabula oparta na zmutowanych neutrinach ktore przybywszy ze Slonca podgrzewaja nam skorupe (chyba ze cos pokrecilam;))
Gorzej Ola, gorzej.  ;)
Podgrzewają jądra. Widać masy dostały i tarły.
To był jedyny moment, że zacząłem się bać. Ale jak się wyjaśniło, że tylko jadro ziemskie,
to zrobiło mi się lżej na sercu i weselej na duszy. Więc do końca filmu już się śmiałem. Tylko nie wiem czemu aktorzy tak się wydzierali. Jakby odjął krzyki, film byłby 1/3 krótszy.
Obecnie demokracja ma się dobrze – mniej więcej tak, jak republika rzymska w czasach Oktawiana

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1741 dnia: Stycznia 06, 2010, 07:03:07 pm »
Drobne info dotyczące powstawania prequela filmu "The Thing" (doskonale opisywalnego za pomocą "Kalkulatora...", ale czemuś uważanego za klasyczny):
http://www.comingsoon.net/news/movienews.php?id=62060

Niezbyt widzę sens dokręcania prequeli tam, gdzie oryginał w sumie wyczerpał temat, ale możliwe, że Moore sobie poradzi. W końcu pokazał - w nowej wersji "BSG" - że dobrze sobie radzi w klimatach paranoi i osaczenia. Może przynajmniej strawna* rozrywka powstanie (bo na nic więcej nie ma co - choćby już z racji tematu - liczyć).


* czyt. dająca choć odrobinę do myślenia
« Ostatnia zmiana: Stycznia 06, 2010, 09:53:59 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

DillingerEscPlan

  • Gość
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1742 dnia: Stycznia 06, 2010, 09:45:51 pm »
Carpenterowi w "The Thing" udało się stworzyć świetny klimat. Kształt ;) "obcych" doskonale się sprawdził w filmie grozy, a muzyki lepszej do takiego obrazka naprawdę nie mogę sobie wyobrazić- kilka dźwięków, ale jak wzmagają napięcie u widza. :)

Chętnie zrobię sobie kiedyś powtórkę z tego filmu, do pomysłu kręcenia prequela jednak nie nastawiam się pozytywnie.

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1743 dnia: Stycznia 07, 2010, 02:03:43 pm »
Wracając do "Avatara"... IMO ten filmik reklamowy zawiera to co najciekawsze w całym filmie, a trwa 4 minuty "z groszami":
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1744 dnia: Stycznia 07, 2010, 08:57:42 pm »
Cytuj
Owszem. Przy czym dla Camerona jestem szczególnie bezlitosny
Dla mnie tez;) Juz mi Q tak obrzydziles wiadomy film ze zastanawiam sie czy w ogole pojsc;)Widze ze latwiej wymienic z czego C. nie kopiowal niz z czego sobie popozyczal;)

The Thing w swoim czasie byl calkiem dobrym filmem ale prequel?Hm...zobaczymy;)

Liv
coz ja nie mialam podobnych...dramatycznych 2012 odczuc;)Przez caly film zastanawialam sie jak on to robi ze dostaje coraz wieksze pieniadze na kolejne filmy?;)

achajka

  • Juror
  • Junior Member
  • *****
  • Wiadomości: 64
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1745 dnia: Stycznia 09, 2010, 10:32:23 pm »
no tak myślałam, że weżmiecie Avatara pod lupę bo też sie zastanawiam, czy warto przebić sie jutro przez zaspy   ;) Na obrzydzanie Q to raczej podatna nie jestem( tym bardziej, ze wielbcielem Star Treka również nie ;)) ale...cos mi się wydaje ,że może mieć racje... przerost formy nad treścią..

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1746 dnia: Stycznia 10, 2010, 01:07:19 am »
Niechcacy moge o fabule wiec jak ktos nie chce o Avatarze to nie czytac;)

Pierwsze i narzucajace sie skojarzenie: Misja (czyli niesiemy kaganek oswiaty dla zyjacych w puszczy: szkolka dla tych co nie wladaja angielskim + muzyka barrdz podobna), Czas Apokalipsy ( Walkiria....nie wymaga rozwiniecia...wlasciwie powinna byc na pierwszym miejscu) i Le Guin z opowiadaniem Szerzej niz imperia i wolniej(planeta - synaps ) dla mnie to barrdzo czytelne nawiazania.Fabula ograna do niemozliwosci : ich troje, walka o corke wodza itp., nauka "zoltodzioba", ktory ratuje swiat.Swiat czarnych i bialych charakterow.Nie ma szarosci.Latwosc z jaka plemiona sie jednocza (to w swiecie Ludzi Nieba niemozliwe).Tanczacy z wilkami...taa i w dodatku walczy z nimi za pomoca zimnego ognia bo jakos nic nie podpala;)

Przelom w kinie?Boczki ekranu sie rozmazuja, sceny w ktorych gwaltownie sie ruszaja (gonitwy, walki) rozmywaja sie.Moze przelom dla tych ktorzy rozbieraja film od drugiej strony ekranu.Dla mnie jako widza: nie (nie mowiac juz o porownaniu kino nieme-dzwiekowe).
Mozna sie dlugo pastwic nad Cameronem.Nie dal nam nowej historii....wszak wszystko to znamy z wlasnego ziemskiego podworka.Jest tylko jedno "ale" : lubie ten film chociaz nie rozlozyl mnie lopatkowo;)


Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1747 dnia: Stycznia 10, 2010, 07:01:27 pm »
To i ja coś pochwalę.

Dostrzegłem w "Avatarze" miły lemowski smaczek. Scena chowania się helicoradianów w glebie wygląda jak z "Edenu" wzięta. Pamiętacie?

"Zbliżali się do jednego z owych wysmukłych kształtów, które o zmroku wzięli za drzewa. Zwolnili kroku. Z burego gruntu wznosił się pionowy pień, szary niczym skóra słonia, o słabym, metalicznym połysku. Pień ten, nie grubszy u nasady od męskiego ramienia, przechodził górą w kielichowate rozszerzenie, które u szczytu, jakieś dwa metry nad ziemią, rozpościerało się płasko. Niepodobna było zobaczyć, czy kielich jest otwarty u góry, czy nie. Trwał zupełnie nieruchomo. Ludzie stanęli kilka metrów od osobliwego tworu, a Inżynier ruszył ku niemu impulsywnie i podnosił już rękę, aby dotknąć “pnia", gdy Doktor krzyknął:
— Stój!
Inżynier cofnął się odruchowo. Doktor odciągnął go za ramię, podniósł z ziemi kamyk, nie większy od fasoli, i rzucił wysoko w powietrze. Kamyk zakreślił stromy łuk i spadł prosto na z lekka pofałdowany, rozpłaszczony wierzch kielicha. Wszyscy drgnęli, tak gwałtowna i nieoczekiwana była reakcja. “Kielich" zafalował, stulił się, rozległ się krótki syk, jakby wypuszczanego gazu, i cała, drżąca teraz febrycznie, szarawa kolumna zapadła się w ziemię, jakby wessana do jej wnętrza. Wytworzony otwór na moment wypełniła brunatna, pieniąca się maź, potem zaczęły po jej powierzchni pływać kruszyny piasku, kożuch ten był coraz grubszy, a po kilku dalszych sekundach po otworze nie zostało i śladu; powierzchnia piaszczystego gruntu była gładka, jak wszędzie dokoła. Stali jeszcze nie ochłonąwszy ze zdumienia, gdy Chemik krzyknął:
— Patrzcie!
Obejrzeli się. Przed chwilą otaczały ich, w odległości kilkudziesięciu metrów, trzy lub cztery podobne, wysokie i wąskie twory — teraz nie było ani jednego."


A skoro o nim mowa... Z tego co czytałem, "Eden" zachwycał swych pierwszych czytelników przede wszystkim bogatą, wiarygodną kreacją OBCEGO świata. Cameronowi udało się to samo, acz w skali mikro. Tzn. jego świat jest bogaty wizualnie - i na swoj sposób ciekawy - lecz brak mu wiarygodnej obcości. Wszystko co oglądamy nie jest "obcością" - jest (z małymi wyjątkami) wykręconą ziemskością. Tym niemniej - jeśli pominiemy nieszczęsne humanoidy - jest to chyba najoryginalniejsza, kompletna kreacja pozaziemskiego świata w hollywoodzkiej SF*. Pośród ślepych jednooki królem.

Owszem cyfrowość obrazu bywa jeszcze boleśnie widoczna, ale i tak jest to pewien przełom - odtąd obraz podporządkowany jest tylko jednemu ograniczeniu - wyobraźni scenarzystów, a to niesie nadzieję, że dobre scenariusze znów będą w cenie, gdy tylko nastąpi nasycenie nowymi możliwościami. Skoro bowiem z tymi możliwościami da się już nakręcic wszystko (udoskonalenie tej technologii to tylko kwestia czasu), na wagę złota będzie - siłą rzeczy - oryginalność. Błyskotki szybko się opatrzą.

Edit: o tym, że jest jednak w "Avatarze" trochę relatywnie niezłej science fiction:

http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/nauka/avatar--czyli-fikcja-bliska-rzeczywistosci,51760,1
http://portalwiedzy.onet.pl/4869,11123,1595326,1,czasopisma.html
(Zabawne zresztą, że Lem wypadał - w roli światostwórcy ;) - oryginalniej i jakoś wiarygodniej niż zespół fachowców  ::).)


* miłośników prawdziwej oryginalności odsyłam raczej do wspominanych uprzednio paradokumentów...
« Ostatnia zmiana: Stycznia 27, 2010, 06:50:42 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1748 dnia: Stycznia 18, 2010, 10:32:04 am »
Tymczasem jednak chciałem zwrócić uwagę na coś, co juz nieśmiało ;) sygnalizowałem kilka razy. Rzućmy jeszcze raz okiem wstecz, na rok 2009. Zauważmy, że w knie SF od dobrych paru lat panowała względna posucha. Owszem dostaliśmy świetną "Gattacę", błysnął pierwszy "Matrix" (może nieoryginalny, ale cos w sobie miał), pojawił się "Raport mniejszości", przez ekrany przeszła kontrowersyjnie przyjęta nowa wersja "Solaris"; ktoś lepiej znający gatunek mógł się dowiedzieć o istnieniu - entuzjastycznie przyjętego przez krytykę, ale mało znanego - niezależnego filmu "Primer", jednak były to rzadkie rodzynki (pochodzące w dodatku z późnych lat '90 i wczesnych '00). Mówiło się, że (w miarę) ambitna SF uciekła z kin - przed panoszącymi się Bay'em i Emmerichem do TV. W telewizji mieliśmy nową wersję "BattleStar Galactica", na dużych ekranach coraz gorszą papkę. Tymczasem w zeszłym roku nastąpił wysyp filmów, które zapewne nie zagroziły pozycji "Odysei...", "Blade Runnera", "Solaris" Tarkowskiego czy nawet pierwszego "Terminatora", dwu pierwszych "Alienów" i "Imperium kontratakuje", ale można zaryzykowac opinię, że zapiszą się w historii kina SF (która w końcu nie składa sie z arcydzieł). W dodatku każdy jest inny. Przyjrzyjmy się im jeszcze raz...

"Moon" - chyba najambitniejszy, nawiązuje do takich wzorców jak przywołane "Odyseja..." i "Solaris", a także "Outland" Hyamsa, "Silent Running" Trumbulla czy "Saturn 3" Donena. Pierwszy, od czasu "Apollo 13", przypadek udanego "kina kosmicznego" serio, dobrze wpisujacy się w estetyke popularną w ambitnych produkcjach SF lat '70.

"Dystrykt 9" - nawiązanie do estetyki lat '80. Mieszanka warstwy problemowej (a problem jest tu głownie społeczny) i sensacji, a więc klimat znany z filmów Carpentera ("Ucieczka z Nowego Yorku", "They Live") czy "RoboCopa". Przyprawiona epatowaniem cielesnoscią (wręcz mięsnością) a'la Cronnenberg.

"Watchmen" - jedna z lepszych ekranizacji komiksów (w sumie zasługi reżysera w tym niewiele, wiecej scenariusza genialnego - w swej klasie - oryginału), łącząca cechy superhero movie z rasową SF.

Dyskutowany powyżej "Avatar" - z jednej strony kontynuacja "kosmiczno-podwodnego" nurtu produkcji Camerona ("Aliens", "The Abyss", "Solaris") z drugiej groźna konkurencja dla fantastycznych superprodukcji Jacksona ("Władca Pierścieni", "King Kong"). Mnie trochę kojarzy się z hensonowskim "Ciemnym kryształem" - również niezwykły świat wykreowany od zera). Widać też (jak wspomniałem) pokrewieństwo do modnych paradokumentów SF typu "Dzika przyszłość". Kolejny powrót; tym razem do, udoskonalonej technicznie, estetyki II poł. lat '80.

"Star Trek" by Abrams - to znów kontynuacja tradycji przygodowej space opery, której kanony wyznaczała oryginalna trylogia "Gwiezdnych wojen" (i "Star Trek II"). Barwne, nieszczególnie mądre, kosmiczne widowisko z pewną domieszka głębi. (Owszem, mogłoby być lepiej, ale po latach startrekowych filmów chałturzącego duetu Berman & Braga dobre i toto.)

"Pandorum" - nawiązanie do nowszych, mówiąc eufemistycznie, mniej ambitnych filmów typu "Event Horizon" i "Resident Evil", ale i do klasycznej powieści "Non Stop" Aldissa. Scenariuszowo fatalny, ale broni się niepokojącym klimatem. Nawet na tle poprzedników - słabizna, ale udany "film (niższego) środka".

Produkcje panów Bay'a ("Transformers 2"), Emmericha ("2012"), Mostowa ("Surrogates") i McG ("Terminator 4"), którzy ostatnimi laty bezkarnie szaleli po ekranach, musiały w końcu schować się ze wstydem do kąta i popłakiwać.

Może nie dostalismy jeszcze SF jaka dostać by się chciało (brak kolejnych arcydzieł), ale stanowczo, kino fantastycznonaukowe mocno odbiło się od dna (i pewnie stanęło na poziomie średnizny :P).

Dlaczego tak pieczołowicie wyliczam kontynuacja jakiego nurtu i jakiej epoki jest który film? Bo zdaje się, że taki powrót do - mówiąc windowsowym slangiem - ostatniej działającej konfiguracji był konieczny by przywrócić gatunek do stanu używalności. Zwracam też uwagę na to, że zeszłoroczne filmy są bez wyjątku średnie (nawet najambitniejszy z nich "Moon"; dobry jest, ale nie znów genialny) i - już uprzednio - protestowałem przeciwko zbytniemu ich wychwalaniu. Rozumiem jednak entuzjastyczne recenzje. Po Emmerichu i Bay'u wszystko może się jawić arcydziełem, no prawie wszystko. No i fakt, że gatunek się odradza zawsze nastraja optymistycznie.


Edit: inni też robią podobne zestawienia, i nawet gust mają z grubsza podobny:
http://blogs.amctv.com/scifi-scanner/2009/12/memorable-scifi-movies-2009.php
« Ostatnia zmiana: Stycznia 30, 2010, 10:10:50 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1749 dnia: Stycznia 18, 2010, 07:47:49 pm »
Zmieniając temat... Obejrzałem niedawno (po raz który to z kolei?) "Total Recall" Veerhoevena (a potem odświeżyłem sobie "Starship Troopers") i muszę powiedzieć, że jednak przeprosiłem się ze stylistyką jaką ów reżyser wybrał dla w/w filmów. Owszem, nadal wolę ekranizacje, które z literackiego oryginału wyciskają to co najlepsze (jak zrobił to Kubrick ekranizujac horror Kinga, jak Milius uszlachetnił Conana, jak Scorsese z melodramatycznego "Wieku Niewinności" zrobił wysmakowany estetycznie obraz epoki, jak Scott wycisnął w "Blade Runnerze" to co najlepsze z literackiego oryginału), ale ostatecznie P.V. wybrał środki artystyczne adekwatne do ekranizacji utworów powstałych w erze pulpowej SF, by pulpa literacka pozostała pulpą i na ekranie. Może mnie to odrzucać na płaszczyźnie czysto subiektywnych gustów, ale nie powinno powstrzymywać przed oddaniem sprawiedliwości twórcy.

W wypadku Dicka sprawa jest oczywista. Pisarz ten (o czym już mówiliśmy) posługiwał się - mówiąc Mistrzem - rekwizytornią kiczu by snuć na jej tle egzystencjalne dramaty. Co by nie gadać - tak właśnie jest w "Total Recall". Koszmarne przerysowania fabuły, celowo(?) nieudolne niektóre efekty specjalne i elementy wszechobecnej jatki są akceptowalne, bo i przynależa do konwencji pulp i podkreślają ontyczna niejednoznaczność* świata przedstawionego - tak właśnie mogłaby wyglądać awanturniczo-szpiegowska fantazja prostego robotnika-osiłka, którym początkowo(?) jawi się Quaid. Zatem wypadnie ten film (mimo, że scenariuszowo odbiega dość daleko od opowiadania, które dało mu kanwę) uznać za, paradoksalnie, wierniejszą ekranizację Dicka niż pieczołowicie oczyszczone z kiczu "Blade Runner" i "Raport mniejszosci".

W wypadku Heinleina sprawa jest mniej oczywista - z jednej strony literacki orygniał nasączony był fascynujacymi technikaliami, do przeniesiena których na ekran trzeba by raczej kubrickowego, lub chociaż cameronowskiego, pietyzmu, ale fabularnie jest to niosąca pochwałę militaryzmu prosta przygodówka, która wręcz prosiła się o taką ekranizację-polemikę. Szkoda jednak, że Veerhoeven nie dostał większego budżetu, bardzo byłbym ciekaw jak by mu wyszło połączenie technorealistycznego hard SF** z krwawo-śmieszną trawestacjo-parodią. Wyszłaby albo rzecz całkowicie niestrawna, albo zdatne połączyć skrajne przeciwienstwa Dzieło. Na chwilę obecną - pozostaję tu przy swojej opinii - mimo dość amitnych założeń powstał conajwyżej średniak. Tym niemniej i na tego wysilonego średniaka patrzę trochę mniej surowym okiem. Ostatecznie artystyczna indywidualność nie trafia się w kinie SF zbyt często.

(Zaś w swym pomyśle drażnienia raczej, niż "głaskania" widza Veerhoeven - mimo całej świadomości róznicy poziomów artystycznych między nimi - jawi mi się w jakimś stopniu epigonem ekranizujacego "Diunę" Lyncha, choć zdaje mi się, że zbyt często zatraca się w parodiowanej konwencji, w stopniu, na który lepszy reżyser nigdy by sobie nie pozwolił. Z jednej strony ma dla pulpy wyniosłą pogardę europejskiego artysty, z drugiej bawi się nią w najlepsze jak amerykański nastolatek***.)


* tak, jednak ta niejednoznaczonosć to nie wymysł krytyki, jest wpisana w sam film...

** pewne, niewątpliwie b. ułomne, wyobrażenie o tym, jak takie technikalia mogłyby wyglądać dają trailer i czołówka animowanego komputerowo serialu "Roughnecks: Starship Troopers Chronicles", nakręconego - przy udziale Veerhoevena - na fali popularności filmu

*** wydobywając i twórczo rozwijając wady oryginałów ;)
« Ostatnia zmiana: Stycznia 20, 2010, 01:31:00 am wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

Medelejne

  • Juror
  • Full Member
  • *****
  • Wiadomości: 110
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1750 dnia: Stycznia 23, 2010, 09:20:18 pm »
Szanowni Państwo!

W telewizji TV4 można aktualnie obejrzeć fascynujący cykl filmów dokumentalnych  pt."Zdobywcy Kosmosu". Poszczególne odcinki traktują o pracach nad największymi lotami w przestrzeń kosmiczną, o przygotowaniach sprzętu, o naprawach teleskopów o kształceniu kosmonautów i ich pracy na promach kosmicznych. Filmy suto okraszone oryginalnymi zdjęciami, naukowymi komentarzami i ciekawostkami. Polecam w chwilach wolnych. Trochę nauki zamiast fantastyki naukowej.

Pragnę wszystkich pozdrowić a w szczególności mojego idola "Kju" oraz wyrazić swoje uznanie dla ciekawych dyskusji, które regularnie czytam ;D
"Zawsze, jak magnes opiłki żelaza, przyciągałem wariatów."

Stanisław Lem

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1751 dnia: Stycznia 23, 2010, 09:51:27 pm »
Nie no, piknie. Ładnie tak człowiekowi wymyślać? Idol jest to rzeżba kamienna, celom kultowym, przed wiekami, służąca, zwana także bałwanem, więc aluzja była aż nazbyt czytelna ;).

A wracajac do tematu: jutro, o 13:40, TVP1 wyemituje (po raz pierwszy, jako pierwsza z ogólnodostępnych polskich telewizji!) "Star Trek: Nemesis" - film słusznie uważany za najgorszą kinową odsłonę "Star Treka". Polecam prawdziwym hardkorowcom ;D.

Edit:
Garść moich refleksji o tym gniocie.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 24, 2010, 10:49:50 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1752 dnia: Stycznia 27, 2010, 01:46:06 pm »
UWAGA: tresc Districtu 9 (teraz lepiej?;))

Nawiazujac do wymienionych przez Q ubieglorocznych filmow SF oraz dziwacznego stworka jakim jest dokument SF;) (pionierem byl tutaj Wells ze swoja Wojna Swiatow) zobaczylam wczoraj District 9.Film krecony poczatkowo z roztrzesionej reki...udajacy dokument w temacie ladowania kosmitow w...niespodzianka (co dumnie zaznaczono w filmie)  Afryce;)...zamienia sie ostatecznie w typowa strzelanke.Fabula roi sie od niescislosci:Krewety maja bron (o iscie kosmicznym stopniu razenia) ktorej nie uzywaja nawet w celach obrony wlasnego gatunku, na 1,8 mln Obcych tylko 2,5 (2 dorosle i jeden dziec- urodzony zreszta na Ziemi) osobnika jest inteligentne (reszta to jakies zombi wcinajace kocia karme) na tyle by probowac uruchomic swoj statek (w koncu przylecieli who knows skad i tylko 2 Krewety potrafily sterowac tym czyms?a skoro przylecieli to maja lepiej rozwinieta technologie...chociaz wzorowana na Raporcie Mniejszosci) itp itd.
Najczytelniejsza pozyczka jest...nomen omen film do ktorego Cameron napisal scenariusz: Obcy Przybysze*.Poza tym kolo zapozyczen sie zamyka bo mamy:mieszajace sie geny (w Avatarze przynajmniej uzasadniono to tajemniczymi badaniami naukowcow;) a tutaj wystarczy opryskac czyms smaropodobnym twarz glownego bohatera i mamy Kraboludzia;) i finalowa walke w ktorej jeden z uczestnikow przyodziany jest w robocia skorke (Avatar powtorzyl zmieniajac jeno Dobrego ze Zlym...o Brzydkim zapomnieli?;))
Wlasciwie jest to film spoleczny o slumsach dookola Johannesburga (J. lezy w regionie 9).Z tym ze w tym temacie ( co prawda o Brazylii)  jest dobry film Miasto Boga...stad moze te krewetkowe problemy zloszcza mnie bo tak zyja na codzien ludzie i nie maja planu ucieczki.
Coz jakkolwiek to zabrzmi: lepiej bawilam sie na 2012 bo tutaj oczekiwalam Czegos a dostalam Nic;)

*http://www.filmweb.pl/f3769/Obcy+przybysze,1988/opisy

**http://miasto.boga.filmweb.pl/

P.S. Q Cronenberga nie przywolujesz na daremno;) cielesnosc raz a dwa to przemiana gatunkowa niczym Mucha.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 27, 2010, 03:05:39 pm wysłana przez olkapolka »

Q

  • Juror
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 16738
  • Jego Induktywność
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1753 dnia: Stycznia 27, 2010, 02:13:21 pm »
Ostrzegałem (ze dwie strony temu), że przereklamowany? ;)

Ale nie zgodzę się, że ten film to jest Nic, nie: to jest taka biblia pauperum, dla tych co zakumać "Miasta..." nie są w stanie... Ponadto reżyser kładzie tymże łopatą do głowy: "rasizm JEST zły", a nawet i - co ponoć teraz w RPA na czasie - "rasim jest zły, niezależnie od tego czy rasistą jest biały, czy czarny". (Choć z prawdziwą SF ma to tyle wspólnego co ja z fruwaniem.)

ps. z tą przemianą gatunkową to uważaj se ;) ja tu świadomie ogródkami, a Ty takie psujlery walisz ;D
« Ostatnia zmiana: Stycznia 27, 2010, 02:40:30 pm wysłana przez Q »
"Wśród wydarzeń wszechświata nie ma ważnych i nieważnych, tylko my różnie je postrzegamy. Podział na ważne i nieważne odbywa się w naszych umysłach" - Marek Baraniecki

olkapolka

  • YaBB Administrator
  • God Member
  • *****
  • Wiadomości: 7023
    • Zobacz profil
Odp: Filmy SF warte i nie warte obejrzenia
« Odpowiedź #1754 dnia: Stycznia 27, 2010, 03:18:29 pm »
Nie wiem co takiego trudnego do "zakumania" jest w Miescie Boga?
Fabula Dystryktu jest przewidywalna od poczatku do samiuskiego konca...teksty w stylu: to co sie przydarzylo Wikusowi...moze to wszystko razem wziete jest dobre dla kogos kto filmy oglada okazjonalnie.Dobra...zgodze sie na malego plusa przy NIC za afrykanskie pseudoSF;)