Z trochę innej beczki... Odświeżyłem sobie po nocy z piątku na sobotę odcinek
nowej wersji serialu "BattleStar Galactica" i naszła mnie pewna refleksja...
Otóż w większości seriali SF bohaterowie stają przed trudnymi problemami i dokonują wyborów, także etycznych. W "Star Treku" (z wyjątkiem nielicznych odcinków pierwotnej seriii i epigońskiego "Deep Space Nine", w których wkraczamy w "szarą strefę") są to zazwyczaj rozwiązania jednoznacznie właściwe i wybrane po uprzednim dokładnym rozpoznaniu sytuacji (zresztą nawet w tych nielicznych wypadkach, gdy bohaterowie wahają się jak postąpić, a my wraz z nimi sytuacja jest - od pewnego momentu - jasna). Zagadki Wszechświata są "łamigłówkami" stojącymi przed dzielną załogą, bohaterowie rozwiązują je i dzięki temu wiedzą już co zrobić ("wolność jako uświadomiona konieczność"?
). (Zresztą jest to wszystko schemat właściwy dla klasycznej SF tzw. "Złotego Wieku" z jej poznawczym optymizmem i skłonnością do uproszczeń...)
Trochę inaczej jest we (wspominanym powyżej) "Space: Above and Beyond". Gdzie bohaterowie stają nieraz przed drastycznymi wyborami, i - choć szlachetni - są źołnierzami walczącymi w wojnie wywołanej przez ludzi znacznie mniej szlachetnych. To, czyni ich sytuację bardziej dwuznaczną, acz nie przekreśla ich heroizmu i żołnierskiego trudu.
Także "FarScape", choć bardziej baśniowo-cukierkowy wprowadza element łagodnej dwuznaczności pokazując bohatera, co prawda pozytywnego, lecz rozchwianego psychicznie.
Jeszcze inaczej jest w "Firefly/Serenity", gdzie bohaterowie nastawieni są na zysk i działają w realiach kosmicznego "Dzikiego Zachodu", ale powtarza się tu stary westernowy (i gwiezdnowojenny
) schemat. Nawet jeśli z bohaterów chwilami łajdaki, to są to "nasze sukinsyny", mające w dodatku dość zdrowe zasady moralne i koniec końców dokonujące właściwych wyborów.
***
Tymczasem w aktualnej wersji "BattleStar Galactica" jest
diametralnie inaczej. Dojrzalej. Jak w prawdziwym życiu. Bohaterowie umieją w jednym odcinku wzbudzić naszą sympatię, by w drugim wk*** nas i zbrzydzić. Ich wybory są drastyczne i ani oni, ani my, nie mamy nigdy pewności czy do końca słuszne. Rozwiązywanie zagadek przynosi odpowiedzi niepełne, daje raczej niepokój, niż pewność co dalej robić... Spełnia się dukajowy postulat świata SF pozwalającego tworzyć różne (często sprzeczne, a tak samo pasujące do znanych faktów) hipotezy, szkoda tylko, że głównie na płaszczyźnie intryg fabularnych, ale
suspense czysto naukowy, w serialu tego typu mógłby być niestrawny... (Szkoda też, że tak dużo w tej "Galactice..." space opery i wojenek, a tak mało prawdziwej SF.)
Jest tylko jedno małe ale - do takich postaci trudno się przywiązać, zbyt są pełne ułomności. (Choć udało mi się polubić... Tigha. I, nieco perwersyjnie
, Baltara.)
Skoro mowa o zagadkach naukowych... Naszła mnie kolejna refleksja... Ten Cylon w w/w odcinku gadał Karze, że historia powtarza się ileś razy z tymi samymi postaciami w różnych rolach (takie nawiązanie do hinduistycznej idei kolejnych wszechśwatów). I tak się zastanawiam czy nie była to sugestia, że oryginalna fabuła "BSG" (z lat '70 i '80) to wersja z poprzedniego wszechświata (zwłaszcza, że Glen A. Larson występowął jako
creative consultant)...
Jeśli z tą swoja hipotezą mam racje to jest to b. oryginalna metoda dokonania
reBootu serialu przy jednoczesnym zachowaniu
continuity. Wyjaśniałoby to też osławione (i słusznie krytykowane) podobieństwo urządzeń i strojów z tego serialu ze współczesnymi ziemskimi. Skoro bohaterowie starej "BSG" dotarli do "naszej" Ziemi, to świat nowej "BSG" byłby przyszłym Wszechświatem, w kórym wystapiły te same ubrania, technologie i zwyczaje, tylko w innej konfiguracji, jako powracajacy motyw...
Co o tym sądzicie? (O ile oczywiście tę "Galacticę..." chce się Wam oglądać...
)
(Bo i to możliwe, że z braku nowych głębokich seriali SF sam sobie dobudowałem głębię do odrobinę tylko lepszej space opery...)
ps.
jedyna recenzja nowego "BSG" jaką znalazłem na polskich serwisach poświęconych SF.