Powiadasz intelektualna kastracja...? Hmmm? Ja to widzę inaczej.
Może rozwinę co mam na myśli. Jesteśmy ograniczani przez "wgrane" w nas przez ewolucje podstawowe popędy i instynkty (instynkt przetrwania, popęd seksualny etc.) do tego dochodzi "programowanie" społeczne - Dawkins rzekłby, że "rządzą nami geny i memy". Ponadto nie jesteśmy konsekwentni w myśleniu, ani w działaniu - wynika to zarówno ze sprzeczności pomiedzy programami biologicznymi, a kulturowymi, jak i z niekonsekwencji w budowie naszego mózgu (
neocortex i
paleocortex). No ale czego chcieć skoro jesteśmy tworem przypadkowej ewolucji?
SI może być natomiast programowana według zupełnie innych imperatywów, lub zgoła posadać mechanizm dowolnego sobie tych imperatywów wybierania. Może też być zbudowana solidniej, w sposób wykluczający konflikty wewnętrzne i zapewniający spójność myślenia i działania... Dlatego uważam, że budowanie jej na mentalne podobieństwo człowieka, będzie z jednej strony zmuszaniem jej do udawania czegoś czym nie jest (po co SI np. popęd seksualny i efekty jego sublimacji), z drugiej zaś sprowadzaniem jej siłą do naszego mentalnego pułapu (czyli, niestety, w dół).
Jeżeli by przyjąć założenie, że SI mogłaby nas uratować przed stanem wyczerpania naszych własnych mózgów to dlaczego by nie?
Na płaszczyżnie SF (ale nie tylko, mamy tu bowiem do czynienia - na dziś dzień - z nieostrą granicą między Nauka, a fantazją) rozważano i inne możliwości takiego ratunku. Pierwszy z nich to (typowe dla cyberpunku) pomysły rozmaitych procesorów-implantów mających wspomagać pracę mózgu, magazynowac i przetwarzać dane w sposób niedostępny dla człowieka etc. Drugi to pomysł bezpośredniego łączenia umysłu ludzkiego z Siecią w celu sięgania po potrzebne dane (choćby koncepcja
Brainmana przedstawiona w "3001..." Clarke'a, jak zwykle u tego autora oparta na autentycznych badaniach, prowadzonych bodaj w M.I.T.). Trzeci, najradykalniejszy to (na gruncie Nauki postulowane przez Marvina Minsky'ego) stopniowe przerabianie samych ludzi na maszyny (to by zresztą usuwało problem konfliktu ludzie-SI, wtedy wszyscy byliby SI, acz niektórzy SI z ludzkim rodowodem). (Co zresztą pasuje do Twoich ostatnich rozważań o sztucznym mózgu.)
Oj chyba skończę bom tutaj zabrnęła w rejony nie do końca przez siebie rozpoznane.
A któż je do końca rozpoznał?
Zresztą boję się z Tobą dyskutować bo jesteś za mądry
Bez przesady. Jestem ćwierćinteligentem, który tylko umie ładnie się wysławiać
. Są tu madrzejsi.
To znaczy , że każda "świadomość" ludzka czy stworzona przez ludzi na ich podobieństwo czy niepodobieństwo osiągnie maksimum swoich możliwości a potem się najzwyczajniej w świecie "zatka".
A powiedz mi szczerze... Któz jest w stanie przeczytać dizś cały Internet i odsiać w nim ziarno od plewy? Napewno nikt z ludzi. Zaiste niedaleko te czasy gdy:
"Najpierw coraz częściej było wiadomo, że badane zjawisko na pewno już ktoś, kiedyś dokładnie przebadał, nie wiadomo było tylko, gdzie tych badań szukać. Specjalizacja naukowa rozdrabniała się w postępie geometrycznym i główną przypadłością komputerów, a budowano już megatonowe, stało się tak zwane chroniczne zaparcie informacyjne. Obliczono, że za jakieś pięćdziesiąt lat nie będzie już żadnych innych komputerów uniwersyteckich jak tylko tropicielskie, czyli poszukujące w mikrozespołach i przemyślnicach całej planety, GDZIE, w jakim zaułku, której pamięci maszynowej, tkwi wiadomość o tym, co jest kluczowe dla prowadzonych badań. Nadrabiając wiekowe zaległości, w szalonym tempie rozwijała się ignorantyka, czyli wiedza o aktualnej niewiedzy, dyscyplina do niedawna pogardzana aż do zupełnego zignorowania
/../
Drogiści mierzyli długość drogi, jaką poszukiwawczy impuls musiał przemierzyć, ażeby dopaść szukanej informacji, a była już taka, że przeciętnie wypadało czekać na cenne znalezisko pół roku, aczkolwiek ten impuls poruszał się z chyżością światła. Jeśliby szlak labiryntowych tropień wewnątrz zawłaszczonych dóbr wiedzy miał się przedłużać nadal w obecnym tempie, to następnemu pokoleniu fachowców przyszłoby czekać po 15 do 16 lat, nim świetlnie gnająca sfora sygnałów–odnajdywaczy zdoła im zgromadzić pełną bibliografię do zamierzonego przedsięwzięcia. Ale, jak mówił u nas Einstein, nikt się nie drapie, jeśli go nie swędzi, powstała więc najpierw domena ekspertów szukanistyki, a potem tak zwanych inspertów, bo potrzeba powołała do bytu teorię odkryć zakrytych, czyli zaćmionych innymi odkryciami. Tak powstała Ariadnologia Ogólna (General Ariadnology) i rozpoczęła się Era Wypraw w Głąb Nauki." ("Wizja..", oczywiscie)
Zresztą, powtarzam się...