Digital T, jasne, Twoja interpretacja jest możliwa i można tę książkę tak rozumieć, tylko, że ja osobiście nie cierpię takich interpretacji w stylu "a może ma gorączkę i majaczy" albo "i się obudził". Dlaczego? Ano dlatego, że w książce tej widzę całe bogactwo zagadnień i pytań:
- naszego niezrozumienia otaczającego nas świata fizycznego
- naszego niezrozumienia siebie i tego co w nas siedzi (vide: zdumienie bohatera, że "ukazuje" mu się jego dawna miłość)
- naszego poczucia winy, wyrzutów sumienia, samooszukiwania się i zakłamywania przed sobą samym przeszłości
- niemożności porozumienia się z inną istotą rozumną
- niemożności nawet stwierdzenia, czy w ogóle mamy do czynienia z inną istotą rozumną!
- różnorakich ludzkich zachować w obliczu sytuacji ekstremalnej (ucieczka - np. w alkohol. walka, postawa badacza, samobójstwo...)
- ludzkiej tendencji do nadawania nazw nieznanemu i udawania, że teraz jest znane i rozumiane,
- tego jak powstaje nauka i jak oplata ją pseudonauka (cały rozdział o historii badań Solaris)
- TAKŻE kwestię nieumiejętności dogadania się z przedstawicielami własnego gatunku i własnej kultury i poczucia osamotnienia z tego powodu
A interpretacja: "to wszystko halucynacje świra, który zrozumiał, że każdy jest samotną wyspą" praktycznie wszystkie te kwestie - poza ostatnią - anuluje, zmienia je w bełkot szaleńca.
Jasne, że poczucie obcości bliźniego, często bardzo bliskiego bliźniego jest uczuciem dojmującym i wartym opisu (mimo, że nie pierwszy to opis)... Ale sprowadzanie całej powieści do jednej metafory, do tego tylko, że ktoś chce powiedzieć "no, wiecie, tego, czasem się dość obco czuję..." - dla mnie to marnowanie całej pozostałego zawartego w tym utworze materiału myślowego, marnowanie talentu pisarza, zbytnie upraszczanie.
I dlatego uważam, że mówienie o Lemie (i to jeszcze na przykładzie Solaris!), że tak naprawdę interesował go tylko człowiek, w rozumieniu jednostki i jej przeżyć wewnętrznych, za grube nieporozumienie.