Ażem się zdziwił... Taka cisza w tym - najżywszym przez lat kilka - wątku, że aż w uszach dzwoni... Więc może dla jej przerwania, czuwający miedzy hibernującymi
,wrzucę, trochę w pustkę, cytat z gatunku tych, jakimi tu przed laty, u zarania, z
Evangelosem rzucaliśmy. Znów z powieści Peteckiego, którą sobie powtarzam.
Fragment monologu wewnętrznego ex-kosmonauty, jednego z nielicznych postawionych na straży, gdy reszta ludzkości spoczywa w hibernacji, by dać biosferze czas na odrodzenie (tak, kolejny wdrożony na oślep śmiały projekt inżynierii społecznej, czyli coś dla
liva
), dumającego czym zagłuszyć dzwoniącą w uszach ciszę:
"W powietrzu było dziś więcej życia. Korony drzew chyliły się pod naporem wiatru. Na wysokiej trawie tańczyły plamy i plamki podobne do wycinanek zrobionych z półprzezroczystej folii. Niebem ciągnęły pojedyncze, jasne chmury. Las był pełen przebłysków słońca, jakby wiatr poruszał lusterkami, zawieszonymi na gałęziach.
Słyszałem chrzęst konarów. Słyszałem trzepotanie liści. Słyszałem także dzwony.
Żebym przez sto lat szukał innej nazwy dla tego dźwięku, trwającego w powietrzu, obecnego w każdym zakamarku moich nerwów, i tak zawsze wrócę do jednego słowa. Dzwony.
Przycisnąłem dłonie do skroni. Dźwięk pozostał, stracił tylko swoje metaliczne brzmienie.
Pod wieczór zrobiło się gorzej. Wiatr przybrał na sile, chwilami parł na ściany jak ogromne, ciężkie zwierzę. Ciekawe. Ilekroć chodzi o hałas dobiegający z zewnątrz, przychodzą mi na myśl zwierzęta.
Nie zaszkodziłoby posłuchać z taśmy dźwięku prawdziwych dzwonów, nagranego na przykład w górach, podczas jakiejś uroczystości. Zresztą niekoniecznie dzwonów. Posłuchać czegokolwiek, co nie byłoby odgłosem własnych kroków, gadaniem do siebie, słowem ciszą, ze wszystkim, czym daje znać o sobie.
W bazie nie ma żadnych odbiorników, poza specjalistycznymi. Nie istnieje przecież na kuli ziemskiej stacja holowizyjna czy radiowa, która nie milczałaby od dwudziestu lat. Co właściwie miałbym robić z odbiornikami?
Jednak na świecie są, a przynajmniej były, także trivifony, bivifony, wreszcie zwykłe kasety dźwiękowe.
Czy można zgromadzić zapas filmów holowizyjnych na dwadzieścia lat? Taki, żeby nie zwariować od oglądania w kółko tego samego? Nie wiem. Wątpię jednak, by ci, którzy decydowali o wyposażeniu samotnych strażnic, łamali sobie głowę nad problemami repertuarowymi. Raczej w ogóle o nich nie pomyśleli. Lecąc w kosmos, także nie zabieramy ze sobą filmów. Pilot ma czuwać, a nie wzruszać się losem Anny Kareniny czy innej Ofelii. Dotyczy to również pilotów pełniących służbę na Ziemi.
No, ale muzyka?
Właściwie mógłbym skoczyć do miasta i zaopatrzyć się w jakieś taśmy. Coś, od czego nie ogłupiałbym do reszty. Na przykład Bacha. Albo opętanego próżnią Rostowa, z jego „Suitami Kopernikańskimi”.""Tylko cisza"
Byłbym ciekaw muzyki tego Rostowa, gdyby nie fikcyjny... A tak... tylko cisza
. Mniej dotkliwa. Więc... Może Korzeniowski starczy...?
https://www.youtube.com/watch?v=tVMenZrMiNM