Ja nie o samym malowidle (nie czuję się na siłach, krytykę uprawiam tylko SF, a i to od przyśnienia, na pół - jak nie 1/10 - gwizdka), ja o treści (i tu zawsze mogę się
Drewsem podeprzeć, nie upierając się przy tym, jak on, przy ahistoryczności, mityzacja jest równie dobra).
Edit:
Przy czym, by uniknąć dalszego sporu, doprecyzuję, że nie użyłem słowa
"mit", jako określenia deprecjonującego; a czy podeprzemy sobie dla mitu szacunek uzasadnieniem religijnym (np.
tolkienowskim), czy świeckim (chociażby tym włożonym przez twórców "ST - TNG" w usta kapitana Picarda
w jednym z lepszych odcinków w/w serii) jest mi bez różnicy.