Niedaleko od mojego domu odbywa się
kindebral z okazji zakończenia roku w przedszkolu. Z racji uchylonego okna słyszę cokolwiek. Repertuar, przyznam, cokolwiek mnie zdumiał: "Czy ten pan i ta pani", "Lambada", "Hej, sokoły", coś Bregovića (z "flaszkami" w tekście), "Barbie Girl", "Wyjechali na wakacje..." Kazika, "Zakęcona", "Tu na razie jest ściernisko..." Golców, "Wszyscy święci balują..." Wódki Surfera
, "Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością", "Mallorca" i jakiś kawałek techno. (No dobra, był w tym wszystkim jeden typowo przedszkolny "rodzynek" - nieśmiertelne "Tańczymy Labada".)
Teraz grają klasykę w "interpretacji" Vanessy Mae. O, już przeszli do "Volare, cantare". (Edit: a teraz kolejno samba, Rodowicz i Przemyk - "Babę zesłał Bóg". I jeszcze: "Macarena" i... "Jedzie jedzie wózek, na nim premier Buzek" Maleńczuka, z tym, że od zwrotki o Lepperze, i "Acapulco", i - czy na sali jest lekarz? - "Bum bum bum bum I wan't you in my room". Uff, skończyli....)
Przy dżwiękach takiej
muzyki rośnie nam nowe pokolenie.