Sprawa jest dość niesmaczna, ale w wahadłowcu działa to tak: najpierw się otwiera ta górna klapka, a w środku jest wielki wentylator odśrodkowy, który wciąga zawartość (no bo z braku ciążenia samo by od d... nie odpadło), rozdrabnia łopatkami wirnika i odrzuca odśrodkowo na siatkę otaczającą walcowatą komorę, w której się znajduje. Powietrze (już bez zawartości, która zatrzymała się na siatce) jest odsysane z komory przez inny wentylator (coby kosmonauta nie musiał w aparacie tlenowym korzystać). Potem górna klapka się zamyka, a otwiera dolna out to space i na skutek gwałtownego spadku ciśnienia następuje wręcz eksplozyjna sublimacja/ewaporacja rozdrobnionego g..., które rozpada się na drobiny nie stwarzające już zagrożenia mikrometeorytowego. Ta przezroczysta półkula na ścianie z dwiema dziurkami to umywalka do rąk - tam też wentylator "zsysa" wodę z rąk.