Im wyższe ciśnienie, tym wiecej pary wodnej trzeba, aby doprowadzić do nasycenia. Jeśli masz jakąś ilość pary wodnej w objętości powietrza to obniżając ciśnienie (i temperaturę, która spadnie wraz z ciśnieniem) w pewnym momencie owa ilość pary wodnej będzie w danych warunkach za duża i nastapi wykroplenie. Ponoć można (ja sam nie próbowałem) zbudowac w domu prymitywną komorą Wilsona, potrzebny jest słoik zakręcony z dołączoną szczelnie dużą strzykawką. Słoik otwarty należy wstawić do lodówki, gdzie jest blisko 100% wilgotności, po pewnym czasie - wewnątrz lodówki - zakręcić, wyjąć i następnie usunąc powietrze - wewnątrz powinna pojawić się mgła. Pojawienie się mgły w komorze Wilsona to porażka, normalnie doprowadza się delikatnie do stanu przesycenia ale bez kondensacji (coś jak woda przechłodzona, ale nie zamarznięta), wówczas wpadające cząstki znaczą swoją trajektorię kondensująca parą wodną. W naturze masz to nad ranem, kiedy tworzą się mgły - choć tu mamy tylko spadek temperatury bez spadku ciśnienia.
A ze skrzydłem czy innym "czymś wypukłym" masz tak, ze jeśli droga powietrza się wydłuża (bo musi "oblecieć" wypukłość) to na pewno powietrze to ma większą prędkość niż lecące obok, przeszkody nie omijające. Ciśnienie w strumieniu jest zawsze niższe niż w jego otoczeniu (prawo Bernoulliego) - dlatego piłeczka pingpongowa nie może wyskoczyć poza pionowo do góry skierowany strumien z szuszarki czy odkurzacza, tylko "siedzi" w nim. Jak strumień jest dostatecznie szybki, to ciśnienie spada wewnątrz na tyle, że jest jak w tym słoiku. Dla predkości poddźwiękowych powietrze jest kontinuum, nie może sie "przerwać" a lokalne różnice ciśnien i prędkości wyrównują sią na pewnej odległości a nie skokowo. Kiedy uformuje się czoło fali uderzeniowej to na jej powierzchni przestaje to obowiązywać i dochodzi do "przemiany fazowej" - stąd takie równe "odcięcie".