No... eee.... <ziewa>.
No to przeczytałem uhm kilka następnych, najpierw idzie Gruppenfuhrer Louis XVI. Miła odmiana po Sexplosion (teraz dobrze napisałem?) - opowiadanie jest wspaniałe!
Opisuje byłego SS-manna Taudlitza, który z pierwszym dzwonkiem wieszczącym upadek Wielkiego Wodza ucieka z 'kufrem dolarów' do Ameryki południowej, by założyć tam... państwo. Swoją drogą, by wizję urzeczywistnić z takim, jak to opisuje Lem, rozmachem, trzebaby chyba trzech TIR-ów sałaty, kuferek wouldn't do. Niemniej, wizja jest cudowna.
A zatem mamy byłego Gruppenfuhrera, który w sercu argentyńskiej dżungli instaluje ustrój monarchistyczny, będący dokładną kopią... dworu Ludwika XVI! Instalacja jest bardzo kompleksowa, mamy więc świtę złożoną z byłych kapo, stanowiska ministerialne obsadzone przez oprawców i dyrektorów obozów zagłady, księżne, tu cytat: "okazujące się wprawdzie biegłymi kurwami" (ach, ileż lat czekałem aż usłyszę to najkwiecistsze polskie słowo u Lema - teraz uważam jego literaturę za dzieło doskonałe i pełne!). Dodam, dla jasności, że zmyślny SS-mann wynajmuje do służby właśnie tubylcze prostytutki oraz zamieszkujących okoliczne wioski indian. Całe "królestwo" funkcjonuje na zasadzie kopii francuskiego dworu.
Opis przerwę w tym miejscu - kto chce, może sięgnąć do książki. NIemniej sam pomysł jest fantastyczny - już sam fakt, że banda oprychów udaje dwór Ludwika XVI, i to tak dokumentnie, iż karą za bodaj przebąknięcie że to, przecie, fikcja, jest natychmiastowa śmierć - jest olśniewający, a gdy dodamy do tego jeszcze, iż nie są to oprychy pospolite, lecz faszyści mający na sumieniu wiele "arcydzieł" okrucieństwa, do mamy obraz dość szeroki by wiedzieć, czego się spodziewać.
Oczywiście, jak to w Doskonałej Próżni, Lem nie napisał opowiadania, lecz je streścił - i chyba po raz pierwszy streścił coś, nad czym możnaby się użalić, że naprawdę nie istnieje. Gruppenfuhrer byłby niezłą i ciekawą książką.