HOKOPOKO: Napisałem: " Co do oceanu, to będę się upierał, że o jakimkolwiek świadomym działaniu z jego strony raczej nie mogło być mowy" "raczej" nie jest stwierdzeniem mocnym.
CHMURA: rzecz gustu; za to "upierał" jest dość jednoznaczne. zamiast bawić sie w słówka, odpowiedz, proszę, na moje pytanie "skąd to wiesz?".
HOKOPOKO: Czytałem gdzieś niedawno wypowiedź prof. Nęcki, który definiując świadomość jako zdolność do rozróżnienia między stanami własnymi a otoczenia zakonkludował, iż dżownica również posiada pewien rodzaj świadomości. W tym sensie świadomy może być i ocean, tyle że nie jest to świadomość, z której można by wyprowadzić świadome działanie.
CHMURA.: chmura. nadal sądzi, że spór o to czy "ocean działa świadomie", nie ma sensu, dopóki nie powiesz, co rozumiesz przez "świadome działanie".
ch.
Nie no... nie mów, że nie wiesz, co znaczy swiadome działanie... A co znaczy, że ktoś jest rozłoszczony albo ponury, albo...
Nie istnieją obiektywne metody, które mogłyby to jednoznacznie stwierdzić. Wiesz, co to znaczy u Ciebie i drogą analogii wnioskujesz, że inni mają tak samo.
A więc co rozumiesz przez
swoje świadome działanie?
A co do świadomości oceanu: to że się o tę świadomość sprzeczamy nie wynika z jakichkolwiek obiektywnych przesłanek wynikających z zachowania oceanu: wynika to z tego, iż Lem w tekście powieści zasugerował ową świadomość - gdyby tego nie było, gdyby Lem myślami Kelvina powiedział co innego - np. że ocean to maszyna fantomatyzująca - to w powszechnym przekonaniu ocean byłby uznawany za taką maszynę: przy absolutnie takiej samej fabule.
I wtedy zgłębiałabyś tajniki planetogenezy lub być może problemy hipotetycznych "twórców" planety-fantomatyzatora, zaś ja zasugerowałbym świadome działanie...
PS
pamiętam, że ciekawo-śmiesznawą definicję świadomości zaproponował Penrose w
Nowym umyśle..., ale jej w tej chwilinie pomnę... jak znajdę, to jeszcze wrócę do tematu.