Kolejna zagadka (tak, to JEST proza Stanisława Lema):
Jechali Jeepem: Marcinów, porucznik Serenka z Bezpieczeństwa, młody rumiany blondyn, oraz inżynier Ponorski, zastępca okręgowego dyspozytora mocy. Ponorski, niski chudy człowieczek z czerwoną twarzą- krasnoludka, któremu zgolono brodę pozostawiając biały klinek pod nosem, opowiadał majstrując przy cwikierze:
- Wczoraj palacz nocnej zmiany usłyszał trzask. - jakby wystrzał. Zajrzał do paleniska i zobaczył taki biały pióropusz. To znaczy, że kocioł cieknie, wie pan. Chciał zawiadomić majstra, wtedy strzeliło drugi raz, więc z pomocnikiem cofnęli ręcznie ruszty, wyrzucili cały ogień na podłogę i zatrzymali kocioł. Normalnie kocioł ma stać jakieś dwanaście-szesnaście-godzin, ale podejrzewają sabotaż, więc pewno spuszczą wodę wcześniej. Inżynier Astrachowicz z Dozoru Kotłów jest już na miejscu, to on mi wszystko zakomunikował. Przez telefon.
- A więc, nity? — spytał Marcinów, pocierając z namysłem brodę.
- Kiedy było ostatnie czyszczenie kotłów.?
- Pan fachowiec?
Inżynier wsadził na nos-szkła, które spadły od wstrząsu i przyjrzał mu się z nowym zainteresowaniem.
- Ostatnie czyszczenie było w styczniu.
Auto zwolniło nieco pędu, przejeżdżając przez wieś leżącą nie-ruchomo w gorącym blasku słońca. Gdy domy znikły, motor zawarczał głośniej i znów wzmógł się wiatr. Słychać było szum pobliskiego lasu.
- To znaczy, że wtedy, tak?
- To jedyna możliwość... jeżeli w ogóle był sabotaż.
Zamilkli. Z przeciwnej strony zbliża! się wielki -błękitny autobus PKS. Nie zjechał na bok, tak że przemknęli tuż przy jego błyszczącej ścianie. Olbrzym, wznosząc chmurę białego pyłu, przepadł z rykiem za zakrętem...