Nie podejmuję żadnej starej dyskusji ani nie zaczynam nowej, ponieważ chciałabym zakończyć definitywnie moją obecność na tym forum.
Chciałam tylko "na odchodnym" poinformować o paru rzeczach, które może kogoś zaciekawią.
Nie wiem, czemu na to wcześniej nie wpadłam, ale napisałam do pana Ebenezera Rojta autora Kompromitacji z prośbą o wyjaśnienie paru spraw i była to dla mnie i dalej jest bardzo pożyteczna wymiana maili.
Przede wszystkim nikt mnie na wstępie nie wyzwał od rabaniących bab na rynku, nie przesłuchiwał czy mam jakąś tezę i czemu pytam akurat o to, a nie o co innego. W ogóle miło i sympatycznie. Inna kultura.
Między innymi zapytałam o to
- Ale po tym, co wykręciłeś z mojego zdania o koncepcji powszechnego umoczenia, nie dziwię się temu "zmasakrowaniu" Rojta :-) Z pewnością "dowaliłeś" mu bardziej niż on Lemowi!!!
Tu się mocno nie zgodzę.
Nawiązywałem jedynie do tego fragmentu
I wreszcie po trzecie, gdyby jednak z jakiegoś ezoterycznego powodu artykuł Lema rzeczywiście okazał się herezją, towarzysze radzieccy z pewnością natychmiast daliby cynk towarzyszom polskim, którzy z kolei z pewnością nie zdecydowaliby się na wydrukowanie go na pierwszej stronie "Gazety Krakowskiej" obok referatu towarzysza Breżniewa
To ewidentna brednia, że towarzysze z cenzury w Moskwie zaraz dzwonią do jakiegoś Krakowa, że niejaki Lem coś tam skrobnął nie tak... Aż takim pępkiem to dla nich nie byliśmy. I Rojt to doskonale wie - Rojt jest celowo stronniczy.
No więc zapytałam czy to na pewno taka ewidentna brednia z tymi towarzyszami z cenzury i czy przypadkiem pan Rojt nie odczuł fal telepatycznych płynących do niego od pana liva, dzięki czemu pan liv doskonale wie, co Rojt doskonale wie i że celowo jest stronniczy.
Nie, żartuję, o to ostatnie nie pytałam, tym bardziej że niechcący trochę wyszłam na idiotkę, ponieważ zaraz zostałam zapytana, gdzie przeczytałam na Kompromitacjach o tym, że to cenzura z Moskwy komunikowała się z polską cenzurą, a ja tego nie umiałam pokazać, bo to tylko liv tak mnie zasugerował swoim kolejnym zmyśleniem i dalszą "prostolinijną" dedukcją.
Także warto zawsze przy wątpliwościach czytać to, co ktoś napisał, a nie to co ktoś inny napisał, że tamten napisał. Taki morał.
Pan Rojt jednak litościwie udał, że tej mojej wtopy nie zauważył, a nawet napisał, że doda do tego miejsca wyjaśnienie, skoro osoby, które słabo znają tamte czasy mogą mieć trudności ze zrozumieniem. I rzeczywiście dodał.
Przeklejam tutaj przypis 15a z tekstu o Lemie, który czci rewolucję październikową
http://kompromitacje.blogspot.com/2019/11/lem-czci-rewolucje.html[15a] Wnikliwa Czytelniczka zapytała mnie, czy rzeczywiście istniała wtedy gorąca linia między cenzurą radziecką i polską. Otóż nic o takiej gorącej linii nie pisałem, bo rzecz w tym wypadku nie w oficjalnych kontaktach (i dlatego użyłem kolokwialnego wyrażenia "dać cynk"). Tamten ustrój opierał się bowiem w znacznej mierze na licznych pozaoficjalnych personalnych powiązaniach. Każdy wódz, nawet lokalny kacyk, tyle był wart, ile jego protektor i własna wierna drużyna. I odwrotnie: przynależność do lepszej drużyny dawała większe szanse na awans, w związku z czym towarzysze z krajów satelickich ostatecznie szukali protekcji u towarzyszy radzieckich. Takie powiązanie działało jednak w obie strony: jeśli protegowany zrobił fałszywy krok, uderzało to zarazem w jego protektora.
Jeśli zatem jedna z najważniejszych radzieckich gazet, z pierwszej linii frontu ideologicznego, zamówiła z okazji długo przygotowywanej 50. rocznicy rewolucji październikowej artykuł u najbardziej znanego w ZSRR polskiego pisarza i artykuł ten został zatrzymany przez cenzurę, bo pisarz przemycił w nim wrogie treści, to nie była to jakaś trzeciorzędna błahostka, o której już nazajutrz się zapomina. Choćby dlatego, że nieopatrzne puszczenie takiego artykułu w rocznicowym numerze polskiej gazety zostałoby z dużym prawdopodobieństwem wykorzystane przez konkurencyjną miejscową drużynę, co w rezultacie mogłoby się skończyć odwołaniem redaktora naczelnego, osłabieniem jego protektora i protektora tego protektora etc., a ponieważ ten sznureczek zależności (bardzo podobny do feudalnej drabiny) kończył się w Moskwie, w interesie samych protektorów leżało informowanie swoich wasali, czego się strzec, kto odchylił się od obowiązującej linii, więc można go zaatakować etc., etc. Albowiem oni także prowadzili swoje gry, intrygowali i podgryzali konkurencję.
Tym bardziej, że dzieje się to wszystko zaledwie trzy lata po przewrocie pałacowym w ZSRR i odsunięciu od władzy Nikity Chruszczowa. W 1967 roku wciąż jeszcze trwa czyszczenie aparatu partyjnego z resztek poprzedniej ekipy. Na przykład w maju 1967 odchodzi ze stanowiska Przewodniczącego KGB Władimir Siemiczastny, protektor Mieczysława Moczara. Wtedy też zaczyna się ryzykowna (a właściwie - rozpaczliwa) gra Moczara i jego ludzi mająca na celu przekonanie Moskwy, że Gomułka nie panuje nad sytuacją w Polsce i lepiej będzie postawić na nich. To zrozumiałe, że w takim kłębowisku żmij nawet byle redaktor "Gazety Krakowskiej" musiał zachowywać nadzwyczajną czujność.
Jeśli ktoś ma w związku z tym tekstem jakieś uwagi to już nie do mnie, ale proponuję prosto do pana Rojta. Oczywiście nie mam na myśli liva, który już i tak telepatycznie wie swoje i co z tego, że raz pisze o Izwiestia, że to "centralny organ partyjny bolszewików", czyli chyba ważny, a zaraz potem, że Lem to "niejaki Lem", który coś tam do tego Izwiestia "skrobnął". Pewnie zaraz się okaże, że jak z Izwiestia zamówili u niejakiego Lema artykuł na rocznicę rewolucji, to miało to takie znaczenie, jakby zamówili porcję ruskich pierogów w krakowskim barze. Czyli kompletnie nieważne.
No ale przy okazji tej korespondencji z panem Rojtem przypomniałam sobie też swoje stare posty z tego forum, na które nie otrzymałam odpowiedzi, bo nie miały tezy i za dużo w nich było o UB. Więc zapytałam między innymi także o to, kiedy Lem napisał "Korzenie" i jakie są na to dowody. I o to, czy Lem był w czasach stalinowskich cyniczny, czy tylko tak się potem stylizował. I co jest o Lemie w tych "Dziennikach" Szczepańskiego, które znam tylko z paru zdań u Orlińskiego i których niestety nie ma w mojej najbliższej bibliotece publicznej.
Tym razem na wszystko otrzymałam odpowiedzi bardzo obszerne, a możliwe, że będą one jeszcze obszerniejsze i pan Rojt za niedługo coś na te tematy napisze.
Na koniec mam pytanie, czy do usunięcia konta i wszystkich swoich postów z tego forum wystarczy, że potwierdzę to w Innych czynnościach w Profilu czy muszę zrobić coś jeszcze.