Sprawa dotyczyła Ala Gore'a, a nie Kerry'ego, i poprzednich, a nie niedawnych wyborów.
W Ameryce jest tak, że nie sumuje się głosów z całego kraju, lecz głosowanie odbywa się niezależnie w każdym stanie, a prezydentem zostaje ten który zwycięży w większej ich ilości. Sprawa dotyczyła jednego ze stanów (nie pamiętam już, o który chodziło), w którym różnica między kandydatami wyniosła zaledwie kilkaset głosów. O te właśnie głosy stoczyła się cała bitwa. Mówiło się o błędzie w obliczeniach, o fałszerstwie, a za każdym razem gdy je przeliczano na nowo, wynik wychodził różny i to raz na korzyść jednego, a raz na drugiego kandydata. Formalnie wygrał Bush, ale czy rzeczywiście? Who knows? W każdym razie senat nie zakwestionował wyniku tych wyborów.
Jeśli chodzi natomiast o "Fahrenheit 9/11" to jest to totalna polityczna propaganda, której autor szeroko znany jest z manipulowania faktami i lepiej nie traktować jego dokonań artystycznych jako źródła rzetelnej informacji politycznej o kraju za "wielką wodą".
Mój osobisty stosunek do Busha jest raczej obojętny. Ani nie uważam go za wielkiego polityka, ani też za odpowiednika Leppera. Zbyt bystry, to on może nie jest, ale w końcu miał na tyle sprytu, żeby dwukrotnie zasiąść na fotelu prezydenckim, co wcale najgorzej o tej jego inteligencji nie świadczy. W każdym razie moim zdaniem nie ma powodu do zbytniego demonizowania jego osoby.