Trochę zaburzę, gdyż pasuje do wielu wątków, ale że muzycznie.
Chyba kiedyś wklejałem tego gifa:
Popatrzcie, wczujcie się - co słyszycie? Po chwili słychać to wręcz namolnie.
A teraz story. Ksiądz kupił kuranty. Zdaje się, że leci z mp3 ale w każdym razie dyskretnie gra o różnych godzinach, różne melodie, religijne co do zasady. Znaczy tak jakby na dzwonach, dzwonkach, czy innych talerzach. Ding-dong. Jakimś akustycznym cudem, choć do kościoła jest dość daleko, w biały dzień o pierwszej po południu, mimo tego całego szumu silnikowo-życiowego, słychać te dźwięki w pewnym pomieszczeniu krystalicznie czysto, jakby nad głową dzwonili.
I teraz pytanie, co ma zrobić kulturalny człowiek, który jest w tym pomieszczeniu, powiedzmy, odosobnienia, kiedy pewne procesy fizjologiczne idą pełną parą - i nagle zaczynają grać kuranty? I to nie byle co. Grać melodię pieśni z Lourdes, w Polsce znaną jako "po górach dolinach". Której może mniej religijnie zaangażowane osoby w życiu Warszawy na uszy nie słyszały i nie kojarzą, ot coś brzdąka. Sęk w tym, że w moim mieście ta pieśń ma lokalny tekst, który każdemu wrył się w zwoje, każdemu, kto był formowany do I komunii, bierzmowania itd. - nie mówiąc o osobach regularnie praktykujących. Jest to bardzo ważna lokalna pieśń związana z miejscowym sanktuarium, słynącego z cudownego obrazu, będącego co prawda kopią. Już po pierwszych tonach w głowie odtwarza się tekst, po prostu słychać go równie krystalicznie czysto jak same tony, jak to "we will rock you". Co robić? Co robić? To jest jak z lądowaniem samolotu, od pewnego momentu nie da się już, że tak powiem, cofnąć...