Cóż mam powiedzieć? Wszystko wskazuje na to, że Rosja rzeczywiście szykuje zbrojną agresję na Ukrainę. Przy czym uważam „wodę dla Krymu” jedynie za pretekst ewentualnego najazdu. Prawdziwe przyczyny, imho, są zakopane głębiej.
Raz, dla nikogo nie jest tajemnicą, iż pan Putin jest od dawna opętany swoistą ideą fix, mianowicie odbudową ZSRR, czy też „zbieraniem ziem ruskich”, do których zalicza m.in. całą Ukrainę, prócz Zachodniej. Podobno widzi w tym swoją misję życiową. Obawiam się, że po klęsce i zamrożeniu w 2015 „projektu Noworosja”, czyli planów aneksji szeregu obwodów wschodnich i południowo-wschodnich, w tym Charkowskiego, Ługańskiego, Donieckiego, Nikołajewskiego, Chersońskiego i Odeskiego, władze rosyjscy bynajmniej nie zrezygnowały ze swoich zamiarów.
Po drugie, sytuacja wewnątrz Rosji. W związku z sankcjami, z koronawirusem, a także gwałtownym spadkiem ceny ropy naftowej, ranking pana Putina szybko poleciał w dół. Co gorzej, oligarchowie z najbliższego otoczenia oraz szefowie resortów siłowych są coraz bardziej niezadowoleni obecnym stanem rzeczy. A to nie żarty, bo pachnie przewrotem i zamachem stanu.
Krótka, zwycięska wojna wydaje się w takiej sytuacji dość skutecznym środkiem, aby wzmocnić coraz bardziej chwiejny autorytet władcy. O ile mogę sądzić, pan Putin po prostu nie ma innego wyjścia, jak przedsięwziąć coś takiego, inaczej może wkrótce stracić władzę. Jak to często zdarza się na Rusi, razem z głową.
No i trzy, zbyt długo zwlekać z najazdem nie wypada. Z punktu widzenia Rosji, teraz chyba najwyższy czas dokonać agresji, gdyż można nie obawiać się potężnego odwetu ze strony Stanów Zjednoczonych, zajętych obecnie własnymi problemami. Kto wie, jesienią, w październiku, po wyborach w USA, sprzyjająca sytuacja może się kardynalnie zmienić. Zapowiadane sankcje „z piekła rodem” itd...
Cóż, jak się mówi, поживём-увидим. Mimo wszystko, mam nadzieję, że do złego nie dojdzie.
Nadzieja umiera ostatnia...