Luca, ale jak konkretnie wyobrażasz sobie te „dalsze dwie trzecie drogi”?
Jakieś Stany Zjednoczone Europy?
W zgrubnym przybliżeniu – tak.
I kto odpowiada za to, że ”pozostawiono twór polityczny z gigantycznym deficytem demokratycznego mandatu i zdolności decyzyjnych...”?
Obstawiałbym przede wszystkim krajowych polityków, którzy – w ramach jakoś zrozumiałego odruchu – najpewniej wcale nie byli skorzy do wypuszczania z rąk maksymalnego zakresu swojej władzy.
W 2005 roku 61,5 % Holendrów i 54,5% Francuzów odrzuciło projekt „Konstytucji dla Europy”.
Ja mam świadomość, że takie inicjatywy były podejmowane. Niemniej, działo się to co najwyżej na pół gwizdka i w formule, że albo wszyscy zgadzają się bez gadania, albo nie robimy tego wcale. No i obstawiam w ciemno, że przygotowywanie społeczeństw i promowanie tego rozwiązania, to już było co najwyżej na 1/4 gwizdka, a populistyczne narracje sprzeciwu, to właściwie pisały się same (ale potwierdzać mi się tego nie chciało).
Czy ten projekt „Konstytucji dla Europy” pokonywałby „całą drogę”?
Na pewno nie. Z góry uprzedzam, że nie mam tutaj ochoty na detaliczną analizę tego, co dokładnie należałoby zrobić, bo to bardzo szeroki temat. Zwłaszcza w formie takiej, że ja muszę robić dogłębny i obszerny research, a Ty przychrzaniasz się kolejno do najprostszy do zaatakowania elementów.
I, czy gdyby projekt został przyjęty, to, twoim zdaniem, powstałby twór polityczny z demokratycznym mandatem (...)
Nie. Ale byłby to jakiś krok w tym kierunku. Powiedzmy, że byłaby to kolejna 1/3 drogi. Choć to byłaby i tak
bardzo hojna wycena...
(...)i (zwłaszcza) takimi zdolnościami decyzyjnymi, które powodowałyby, że Polska mogłaby się czuć bezpieczna (atak Rosji w zasadzie byłby wykluczony), a Ukraina (z pomocą w pełni zjednoczonej Unii) właśnie kończyłaby zwycięską wojnę z Rosją, wypędzając ostatnie rosyjskie oddziały z Krymu?
Wydaje mi się to bardzo wątpliwe.
Na start przypominam, że PKB Unii z okolicami – nawet liczony w ekwiwalencie siły nabywczej – jest
przynajmniej 5 razy większy od Rosji. A nie liczę tu w ogóle USA, Ukrainy czy innych chętnych do pomocy. Ani potencjalnych sankcji, zwłaszcza jeśli byłyby skrupulatnie realizowane (co aktualnie wcale nie jest robione).
Być może wspomniany przez Ciebie traktat byłby wystarczający. Ale wcale nie jestem o tym przekonany, bo nie widzę tam żadnych wielkich zmian w uprawnieniach parlamentu europejskiego, funkcji wykonawczych europejskiego "rządu" i wielu innych rzeczy. Krótko mówiąc: to mógłby być jedynie pośredni kroczek, który może ułatwiałby przynajmniej wykonanie kolejnych postępów (głosowania większościowe, a nie tylko jednomyślne).
Na koniec pozwolę sobie zauważyć, że w ostatnich kilkunastu latach Unia dała ostro ciała w wielu kolejnych sytuacjach, co nie mogło podnieść do niej entuzjazmu, a już na pewno nie promowało solidarności pomiędzy poszczególnymi krajami. Kryzys strefy euro, migracja, a teraz Ukraina. Za każdym razem im ktoś był bardziej oddalony od danego problemu, tym mniej był zainteresowany przyłożeniem się do rozwiązania. Oczywiście w międzyczasie niemal wszyscy byliśmy zarazem dymani w tyłki poprzez raje i optymalizacje podatkowe, choć to oczywiście tylko jeden z możliwych przykładów.
No ale przecież historia miała się skończyć najdalej w okolicach roku 2000, więc po co robić sobie problemy, skoro tak miło być Paniskiem na własnym obejściu...