Przywykłem już do tego, że Gugla wypluwa pewne rzeczy gdy się tego najmniej spodziewam, często po latach, i dziś chciałbym się z Wami podzielić paroma takimi
wykopaliskami.
Zacznę od odniesienia się do tez, które tu ongiś
Kuzynka Pirxa stawiała:
Z tego co na ten temat napisał Orliński wynika, że nie ma żadnych dowodów, że Lem to "Korzenie" czytał komukolwiek we wczesnych latach 50. Nikt, ale to kompletnie nikt tego potem po latach nie wspominał ani słowem, chociaż musiałoby to być niesamowite przeżycie właśnie z uwagi na ten grożący topór. Orliński wprawdzie marudzi w przypisie, że może zapis w dzienniku Szczepańskiego o sztuce kukiełkowej dotyczy właśnie "Korzenia", ale to mocno naciągane.
Myślę, że gdyby u Lema było obecne takie rozróżnienie "wierzę w ideę, ale obecna realizacja mi się nie podoba", to u Szczepańskiego by o tym były jakieś aluzje, a Orliński już by się postarał, żeby te aluzje przerobić na dowód, że Lem był antystalinowsko nastawiony.
Otóż nie trzeba nawet czytać dzienników Szczepańskiego, wystarczy wpaść na tekst na Culture.pl o nich:
https://culture.pl/pl/dzielo/dziennik-oficjalnego-nie-marksistyBy stwierdzić, że 1. obowiązuje jednak wykładnia, iż wspomniane
przedstawienie kukiełkowe (owszem, po imieniu nie nazwane) to było (najpewniej) "Korzenie", 2. Szczepański był antykomunistą na tyle zajadłym, programowym i świadomym (świadomym zbrodni ustroju mianowicie), że z fanatykiem stalinizmu, o bycie którym
Kuzynka Lema posądzała, wspólnego języka by nie znalazł (psychologiczne nieprawdopodobieństwo by to było) a z Mistrzem się latami przyjaźnił.
Tekst ów to pierwsze niespodziewane znalezisko. Drugim jest fragment "Życia nie z tej ziemi" (tytułowej
bijografii):
http://www.instytutksiążki.pl/fragmenty,polecamy,36918,lem--zycie-nie-z-tej-ziemi.htmlW którym W.O. wyraźnie (przy lekturze książki to przeoczyłem, nie mam pamięci do oczywistości) datuje "Korzenie" na wczesnokrakowski (tożsamy w czasie z rządami
Ziutka S.) okres życiorysu Mistrza, dodając jeszcze, że Lem - choć ateista - przylgnął do towarzystwa "TP", bo ofiarowało ono najwięcej swobody intelektualnej, a najmniej odgórnie wmuszonych propagandowych oparów (wierzący ślepo w
Stalina wybornego i w ogóle swobody takiej by nie potrzebował, a w
religiantach z "Tygodnika" widziałby element wywrotowy, który nie gnije w więzieniu tylko z braku miejsc; pamiętajmy, że były to czasy, w których ojciec b. znanej pani reżyser, zapłacił potem zresztą tragiczną cenę za swoją
wiarę, zaszczuwał prof. Tatarkiewicza za mniejsze
odchylenia od linii, a dwu słynnych później filozofów, wtenczas podpór ustroju, jeden z nich także Tatarkiewicza atakował, nosiło nagany).
Albo więc
Kuzynka czytała "Życie..." jeszcze mniej uważnie niż ja, albo... cóż... świadomie wpierała nam nieprawdę.
Edit:
And one more thing, teraz a propos doktora Samuela: we wspomnianym raz czy drugi ziemkiewiczowym "Pieprzonym losie kataryniarza" bohater negatywny, przedstawiciel - jakżeby inaczej - żydopostkomunomasonerii
, opowiada o swoim protoplaście takimi oto słowami:
"Nawet nie wiem, gdzie żyli moi przodkowie wcześniej, ale w każdym razie pradziadek znalazł się na Litwie. W dwudziestym czy jakoś tam kazali tam wszystkim przyjąć litewskie nazwiska, więc zrobił się, od nazwy wsi, Birulisem. Potem zgarnęli go hitlerowcy, a kiedy jakimś cudem przeżył, dostał taki wybór, że albo przybierze polskie nazwisko i zamieszka w UB na piętrze, albo zostanie w piwnicy."Skoro zatem, jak widać, nawet czołowa gwiazda neoendeckiego dziennikarstwa potrafi przyznać, jak skomplikowane bywały powojenne losy, to nie wypada tego nie wiedzieć.