Uważam także, że należy wybaczać, ale do wybaczenia potrzebna jest cały chrześcijański zestaw: skrucha, wyznanie winy, przeprosiny i zadośćuczynienie.
R.
Problem tylko w tym, że ja, tak jak Lem (Stanisław), nie jestem chrześcijaninem. Co więcej, nie jestem także żadnego wyznania bliskowschodniego, czyli że nie wyznaję ani Jehowy (JHWH), ani Allacha, a szczególnie zaś Trójcy Świętej, Maryi Panny etc. Jestem bowiem szczerym wyznawcą nieistniejącego, idealnego Boga, który z definicji istnieć nie może, gdyż każde istnienie jest przecież zawsze mniej idealne od absolutnego, idealnego nieistnienia. Tylko ten kto nie istnieje, może bowiem być absolutnym ideałem, będącym, jak wiadomo, najważniejszą cechą prawdziwej boskości.
Niemniej wyrażam tu publicznie skruchę, wyznaję swoja winę (bo któż poza „moim”, czyli przeze mnie wyznawanym, idealnym, na 100% niematerialnym i na 100% bezosobowym a nieistniejącym Bogiem) jest od niej wolny, a mój Bóg, jak to już starałem się wyjaśnić, przecież z definicji nie istnieje, gdyż istnieć nie może, tak jak nie może istnieć realnie żaden ideał. Wyrażam takoż szczere przeprosiny i chęć zadośćuczynienia, tyle, że z przyczyn prozaicznych nie mogę go dostarczyć ani w dzieciach, ani w niewolnicach/niewolnikach, ani w kozach czy też innym inwentarzu żywym, jak to rozumiem jest w zwyczaju wyznawców religii bliskowschodnich, w tym więc, rozumiem, chrześcijan oraz katolików rzymskich. Zostaje mi więc tylko zadośćuczynienie pieniężne, a więc wyznacz Acan jakąś organizację dobroczynną, wobec której nie będę mieć żadnych „przeciw” (np. pomagającą dzieciom z nielegalnie okupowanej przez Izrael Palestyny), a z chęcią wpłacę na jej konto symboliczną złotą złotówkę w wysokości ustalonej w euro lub frankach szwajcarskich ku naszemu obopólnemu zadowoleniu.