Z przyjemnością donoszę, że "Gazeta BCC" (
https://pl.wikipedia.org/wiki/Business_Centre_Club)
w październikowym numerze zamieściła na prestiżowym miejscu (ostatnia strona, lewy górny róg) mój felieton treści następującej:
Google
W potocznej polszczyźnie mówimy: „gugle”. Jeśli chcemy sprawdzić coś w internecie, próbujemy to coś „wyguglać”. Istnieją oczywiście inne wyszukiwarki, ale gigantowi z kalifornijskiej Doliny Krzemowej one nie podskoczą: według różnych szacunków, ten mocarz ma od 75% do 95% światowego rynku. Reszta to płotki.
W XXI wieku nie sposób obyć się bez internetu. Stare porzekadło głosi, że jeśli czegoś nie ma w sieci, to znaczy, że nie istnieje. O tym zaś, czy coś jest w sieci, można przekonać się tylko za pomocą wyszukiwarki. Prekursorem był tu, notabene, nasz genialny rodak Stanisław Lem, który już sto lat temu, narzekając na powódź wiadomości, rozważał różnice między „szukanistyką” a „znalezistyką”.
Google jako przedsiębiorstwo zatrudnia dziś ponad sto tysięcy informatyków, a jego roczne zyski idą w dziesiątki miliardów dolarów. Oferuje setki rozmaitych usług, a samo przeczytanie zwięzłego wikipedycznego hasła o firmie musi zająć – bez klikania w odnośniki – dobry kwadrans. Ale flagowym okrętem pozostaje wyszukiwarka. Słowo-synonim.
Deklarowanym dziejowym celem Google jest – cytuję – „skatalogowanie światowych zasobów informacji i uczynienie ich powszechnie dostępnymi”. No, brzmi to niemal jak zamiar stworzenia świata, ale ja dobrze życzę tej korporacji. Niech im się uda!
Firmę założyli w 1998 roku dwaj młodzi (podówczas) doktoranci Uniwersytetu Stanforda: Amerykanin Larry Page i Rosjanin Siergiej Brin.
Już sama przyjaźń Amerykanina z Rosjaninem wygląda jak symbol pokoju. Najpoważniej zaś w świecie uważam, że za stworzenie unikatowej internetowej globalnej wyszukiwarki obaj zasłużyli na Pokojową Nagrodę Nobla. Wedle testamentu wynalazcy dynamitu – ma ją dostać ten, kto „wykonał największą lub najlepszą pracę na rzecz braterstwa między narodami”.
Taką mrówczą pracę dzień i noc wykonuje internet. Ale ta historyczna światowa sieć łącząca narody powstała wskutek długotrwałych wieloletnich wysiłków tysięcy ludzi. Wynalazcy Larry Page i Siergiej Brin są jedni jedyni, choć jest ich dwóch :-)
Stanisław Remuszkopjes: na dodatek dostanę sute honorarium. Koniec świata! Podkreślę z dumą, że pierwszym miejscem, na którym niegdyś ogłosiłem ten noblowski pomysł, było Forum na stronie pana Lema...