Boże, jak ten czas (od 11 lutego) poleciał!
By nie używać dosadnych określeń „psychol”, „zbok”, „świr” etc., które, choć adekwatne, mogą psychola, zboka i świra ranić – pozostańmy przy poczciwym dziwaku.
Na mój gust, obaj bracia (żonaci i dzieciaci pięćdziesięciolatkowie), których od lat znam doskonale, są dziwakami. Nie pałają do siebie szczególną miłością, mimo zamieszkiwania w Warszawie spotykają się rzadko i okazjonalnie (raz, dwa razy w roku?), ale dotychczas dość intensywnie od czasu do czasu porozumiewali się (lepiej rzec: wykłócali) przy pomocy mejli. Wszystko to wiem od nich obydwu, i wszystko się zgadza (prócz tego, oczywiście, kto w danym sporze ma rację). Aliści przed Bożym Narodzeniem głęboki katolik pożalił mi się na zaprzałego ateistę, że ten go... zbanował. Próbowałem ateistę podpytać, i on potwierdził (słuchajcie, słuchajcie!): - prosiłem brata, żeby w swojej korespondencji nie umieszczał linków do „Naszego Dziennika”, gdyż widok takiego linku sprawia mi przykrość, ale brat nie posłuchał, więc został zbanowany. Delikatnie spytałem, czy nie wystarczyłoby linków nie otwierać (pomijać je), lecz to dopiero obruszyło czarciego syna: - a moja godność??? Moja suwerenna wola?!?!
Efekt: bracia praktycznie zaprzestali kontaktów.
Pierwsze pytanie brzmi: czy postępowanie jednego oraz drugiego brata mieści się w podwójnej Mistrzowskiej „normie normalności”, czyli w tolerancyjnym przedziale 20% ludzkiej populacji?
Jeśli zaś nie, to drugie pytanie brzmi: dziwactwo którego z braci jest większe? Czy tego, który banuje, czy tego, który umieszcza linki?
Chodzi mi, rzecz jasna, nie o socjologiczno-psychologiczne pomiary i badania, lecz o zwykłą forumową odpowiedź intuicyjno-orientacyjną. Ja taką opinię mam, i to bardzo wyrazistą.
R.