ale przecież chodzi o to, że z tego tytułu wynika, że to nie jest teczka lekarza, któremu UB każe pisać życiorys i składać różne zaświadczenia, ale teczka osoby, która sama jest funkcjonariuszem UB. I bardzo cienka ta teczka też nie jest. 87 stron.
Primo: lekarz pracujący w szpitalu podległym MBP będzie - jak się należy domyślać - liczony za funkcjonariusza.
Secundo: sama grubość o niczym nie świadczy. Mogło to być równie dobrze urzędowe wyjaśnianie wątpliwości związanych z mocno nieprawomyślnym (nie dość, że
burżuazyjnym, to lwowskim) pochodzeniem dr. Lehma, służbą w CK Armii itd.
Nie przeglądałem tych akt, nie będę się zakładał, ale jednak wersja o lekarzu leczącym UB-ków wydaje mi się prawdopodobniejsza, niż to, że ceniony laryngolog, który nie miał przecież - z powodów oczywistych - szczególnych podstaw by kochać władzę radziecką, nagle przedzierzgnął się w jakiegoś kata (czy kogoś w tym rodzaju).
znajdzie się wielu oficerów LWP.
Może i tak, ale dotąd jakoś nie słyszałam, żeby wtedy lekarz wojskowy z automatu zostawał ubekiem.
Z automatu - nie. Ale jeśli lekarz wojskowy leczył w szpitalu podległym MBP/WUB jak go zakwalifikujesz?
Przy czym sądzę, że dalsza dyskusja nie ma szczególnego sensu, bo poruszamy się na płaszczyźnie odczuć i domysłów. Jak już powiedziała
olka - wiążąca będzie wypowiedź badacza, który miał do wiadomych akt dostęp (może to być następna książka p. Gajewskiej, która właśnie się rodzi; wiadomo, że ma w niej być więcej o ojcu Lema). Poczekajmy na nią.