Borges...wydaje mi się, że Lem po prostu nie lubił porównań z nim.
W jednym miejscu np. mówi tak - o literaturze wysokoartystycznej:
Zapewne należałoby wspomnieć Borgesa - niektóre jego rzeczy były bardzo dobre, a szczególnie taki utwór o szachach.
"Tako rzecze... Lem", rozdział "Gusta i dyzgusta", str. 171
Ale! na stronach 178-179 - Bereś właśnie wyhacza Lema z okazji podobieństwa niektórych jego utworów do Borgesa...Lem się nie zgadza...mówi dlaczego...Bereś naciska i ostatecznie:
- Więc zdecydowanie i pryncypialnie odżegnuje się pan od Borgesa?
- Niechętnie widzę siebie z nim w jednej parze. Dostrzegam oczywiście podobieństwa w planie ogólnym, ale równocześnie widzę ogromne różnice ze względu na nasze źródła. Borges jest cały z przeszłości, z Biblioteki, a u mnie dominujące jest - zabrzmi to patetycznie - zmaganie się o człowieka i jego kosmiczną pozycję. To już jest dość zasadnicza odmienność, bo proszę zauważyć, że nie poruszam już w ogóle takich spraw, jak kaliber estetyczny czy kwestia mocy artykulacyjnych, uznając, że to nie jest tak istotne.
A jeśli chodzi o antenatów, to rzeczywiście kłopotliwa sprawa, bo nie ma w literaturze polskiej nikogo, do kogo by można mnie odesłać. Trzeba by było sterować gdzieś w stronę Darwinów, ale też wcielonych i przemieszanych...Każdemu szukają antenatów, więc krytycy zagraniczni wpakowali mnie do Potockiego. PIsał te swoje szufladkowe historie po francusku, ale czy to ma dla nich jakieś znaczenie..? To już lepszy byłby pewnie Swift.
"Tako rzecze... Lem", rozdział "Gusta i dyzgusta", str. 179
...tak, że nie wiem:)
W sumie wkraczamy tu na teren dość grząski. Są autorzy, w wypadku których nie ma cienia wątpliwości (Dostojewski z jednego bieguna, Le Guin z "Czarnoksiężnikiem..." z przeciwnego jakby), bo mistrzowa pochwała jasna była i czytelna. Są autorzy - jak Borges właśnie, jak Stapledon, jak Prus, czy jak Nabokov (ale i Dick jak się wczytać w to, co Lem o "Ubiku" pisze) zachwalani jakby warunkowo - bardziej analizowani, niż chwaleni jednym dobitnym zdaniem, a w analizach takich i wady ich utworów Mistrz na jaw wywleka i co o nich sądzi - pisze. (Z drugiej strony: można uznać taką sążnistą analizę za wyraz wyższego uznania paradoksalnie - chciało się Patronowi naszemu dumać, analizować, w tekście grzebać.. Jasne jest też, że w każdej analizie musi być o wadach, odwrotnie niż w rzuconej luźnym tonem - w wywiadzie czy liście - pochwale. Z trzeciej... bywa też ambiwalencja w paru zdaniach wyrażona i pochwała sążnista...) Tak właściwie wtedy - tym bardziej, że widmotronu pod ręką nie mamy - to czy zakwalifikujemy dany utwór, czy nie, więcej mówi o gustach naszych niż Lema... ale z drugiej strony lepiej chyba te dwuznaczne przypadki kwalifikować, będzie więcej materiału do dyskusji, do przyglądania się literaturze lemowskim okiem. (
skrzat chyba też tak myśli, bo Borgesa wziął, co skłonny jestem uznać za
Roma locuta...)
Swoją drogą - gdy o problematycznych typowaniach mówimy - najwięcej kłopotu mam z postacią
Arthura C. Clarke'a. Lem od początku nie szczędzi mu złośliwości w "Wejściu...", w "Rozprawach..." w "Fif'ie", by ostatecznie w wiadomym wywiadzie wymienić go obok Strugackich i Dicka, jako jednego z najlepszych autorów SF. Mam wrażenie, że Mistrz miał z nim trochę problem, bo w klasyczno-literackim sensie (który dla Lema zawsze był ważny) utwory Clarke'a - powiedzmy to sobie wprost - się nie bronią. Jednocześnie jednak wnoszą do literatury (nie tylko SF) rzeczy nowe i cenne - opisy pozaziemskich pejzaży, największą w SF naukową ścisłość (to się zwie: ścisłość wyobraźni), pewne cywilizacyjno-technologiczne prognozy i refleksje na najwyższym (z wyjątkiem wyczucia skali czasowej
), równym Lemowi, poziomie. Co wszystko wprowadza (sir) Arthura na najwyższe literackie szczyty, acz jakby chyłkiem,
kuchennymi drzwiami. I zdaje mi się, że dlatego ostateczna ocena jest jednak pozytywna.
Dlatego też chętnie zobaczyłbym ACC w naszym zestawieniu...
...Ale... Nie będę na to nalegał, bo jednocześnie clarke'owskie cenne refleksje przewijają się przez utwory same w sobie, rzadko godne polecenia w całości - interesujący obraz kosmonautycznej codzienności rodzi się gdzieś, jakby
między wierszami, z zestawienia kilku, kilkunastu, opowiadań, z których każde jest dość schematycznym kosmonautycznym produkcyjniakiem, genialne idee wplatane są w fabuły napisanych ledwie poprawnie (pod czysto literackim względem) powieści itd. W sumie trudno wytypować jakiś tytuł, można najwyżej podyskutować kiedyś (w sumie bywało, że już to robiliśmy) o tym jak się mają do siebie idee lemowskie i clarke'owskie...
Lem chwali wprost ideę satelitów geostacjonarnych (i tzw. orbity Clarke'a), ale to znów nie jest literatura...
Choć... skoro już na filozofów i prace popularnonaukowe zeszliśmy, to może i dla
"Extra-Terrestrial Relays. Can Rocket Stations Give World-wide Radio Coverage?" miejsce się znajdzie? (Właśnie... tylko literatura, czy i prace naukowe w tej Bibliotece? Bo może np. Lem wypowiadał się nt. "Pięciu prac, które zmieniły oblicze fizyki" Einsteina czy "Podwójnej helisy" Watsona, którą "Głos..." jakby inspirowany...)
Za to Swift jakby przyklepany;)
Swift - tak.
Pytanie jednak co z jego kolegami ze Wstępu do "Dzienników..."? Tj. ze Sałtykowem-Szczedrinem (i "Dziejami pewnego miasta") i Rabelais'em (Münchhausena można chyba zostawić na boku... choć niektórzy krytycy liczą jego przygody spisane przez Raspe'a i Bürgera.do wczesnej SF)?
ps. Nawiasem:
skrzacie, dlaczego mamy z
olką pod napisem "Globalny" zielone znaczki na "Forum po polsku", a wszędzie indziej niebieskie, zaś
Term i
liv wszędy się błękicą?
I czemu pod prywatnymi wiadomościami - macie z
maźkiem pod słówkiem "Administrator" czerwień, a na Forum - zieleń? Od czego to zależy, tak z ciekawości?