Dzięki,
maziek i
Q za różne miłe słowa
Co do przysłowia, to naprawdę mówiłam o sobie
Lil poruszyłaś ważną sprawę, tak się od wczoraj zastanawiam, czy naprawdę człowiek szczęśliwy nie ma potrzeby zdobywania wiedzy? Generalnie coś w tym jest, że jak jesteśmy zadowoleni z życia, to mamy mniejsze ambicje i różne takie "muszę" dużo mniej nas gryzą. Jakoś zwykle tak jest, że najsławniejsi aktorzy na przykład są ludźmi nieszczęśliwymi, niepewnymi siebie, wciąż się potwierdzającymi... Ale czy to działa tak samo przy pędzie do wiedzy (nie mówię o pędzie do stanowisk)?
W sumie zadziwiający jest też fenomen USA, które ma najgłupszych obywateli i jednocześnie najlepszych naukowców na świecie. Naukowców tych sobie sprowadza, ale to i tak jest ciekawe, ponieważ nasze społeczeństwo (ale nie tylko nasze) wybiera sobie na przedstawicieli "swoich ludzi" o podobnie niskim poziomie wykształcenia i podobnie lekceważącym stosunku do nauki (casus Samoobrony). I ci ludzie nie mają potem wcale ochoty zmniejszać swych diet, żeby więcej łożyć na edukację i naukę.
A w Stanach podobnie (nie)mądrzy obywatele wybierają podobnie (nie)mądrych ludzi, a oni potem wydają tyle na naukę, że stać ich na sprowadzenie sobie światowej śmietanki. Przyczyn tego może być parę:
- idzie to jeszcze siłą rozpędu, inercji otwartych projektów i powoli będzie hamować
- fakt, że w USA wybory nie są bezpośrednie powoduje, że jednak wybrani mają wyższe wykształcenie
- może w USA politycy bardziej się "lansują" na chłopków-roztropków niż nimi są, a naprawdę mają szacunek dla edukacji
- może Stany są tak bogate, że mimo cięć na naukę w budżecie (nie mam pojęcia, jakiego rzędu mają tam wydatki ani jaki to procent i jak się zmienia) i tak wydają sumy bajońskie...