Q, skoro nie rozumiesz, co napisałem w poprzednim stuleciu, to się zacytuję:
"Jako szóstą sferę naszych miłośniczych zainteresowań, widziałbym ułożenie niezwykłego wokabularza, czyli specyficznego Słownika Lemowej Terminologii. Jak wiadomo, SL jest wyjątkowo płodnym ojcem setek, jeśli nie tysięcy nowych imion własnych, autorem oryginalnych nazw geo-, kosmo- i innograficznych, ba, suwerennym twórcą całych (fanatastycznych) dziedzin ludzkiej i robociej aktywności. Gdybyśmy dysponowali cyfrowym zapisem spuścizny Wielkiego Pisarza, wystarczyłoby napisać parę komend, i osobliwy dykcjonarz, o którym mówię, sam ułożyłby się na szybkim komputerze w marne trzy sekundy. Wszelako Lem na sidiromach jest w podwawelskiej Oficynie Literatów lepiej strzeżony niż w Redmond (WA, USA) kody źródłowe Microsoft Corporation, zatem roboty starczy dla wielu zapaleńców - na wiele zimowych miesięcy.
Zanotujmy więc:
6. Lemonomastykon"
Widzę dziś, że w ubiegłym wieku miałem mylne wyobrażenie o prostocie pisania programów ("wystarczyłoby parę komend"). Dowód praktyczny: gdzie on jest? Ten Onomastykon? Wokabularz? Dykcjonarz? Słownik?
Po mojemu - nie ma go. Nie istnieje. Nie powstał. Czemu, skoro to tylko "trzy sekundy"?
R.