@
maziek,
Rem.
Żartowałem, oczywiście. Chciałem się wykręcić żartem... Ale teraz serio...
Zacznę może od tego, że jestem ogólnie za tzw. wartościami europejskimi i uważam, że UE i jej elity mają na najbardziej podstawowym (moralnym, ideowym) poziomie sporo racji - że należy być otwartym, unikać podziałów my/oni, że lepiej rozmawiać (i handlować) niż się zabijać, że człowiek nie odpowiada za swoich przodków - cały ten pakiet. I aktualne zajścia nie są mnie w stanie z tego przekonania wybić.
Jednocześnie trudno jednak zaprzeczyć, że są owe szlachetne hasła realizowane w sposób oderwany od rzeczywistości. Miałem złudzenia, że jest inaczej - po ostatnich ekscesach, przyznaję, nie mam ich już. Tłumne zapraszanie ludzi, z których sporą częścią pewnie by się dało dogadać, dokonywane w sposób wariacki, bez weryfikacji (a wystarczy by 10% z tych 5% imigrantów było skrajnie na asymilację niepodatne, byśmy mieli - jako Europa - kłopot), bez skutecznego pomysłu na ich asymilację. Zamiatanie pod dywan problemów w imię tyleż szczytnych haseł, co krótkowzrocznego
"jakoś to będzie". Brak śladowego realizmu (wypowiedzi pani nadburmistrz, do której, jako do człowieka, mam sporo sympatii - jeśli jej obraz medialny jest prawdziwy, ale z której polityk żaden). To wszystko generuje dwa problemy.
Jednym są - oczywiście - imigranci. Drugim są ci, którzy na lęku przed imigrantami bazują, a którzy łączą zauważanie i nazywanie problemów z oficjalnego dyskursu wypartych z receptami na tych problemów rozwiązanie (i/lub samym sposobem ich nazywania) rodem ze złego snu (lub z paskudnej przeszłości).
Tak naprawdę mając po jednej stronie nieokrzesany tłum hołdujący średniowiecznym zwyczajom, po drugiej neonazistów, rasistów itp. element (który średniowiecznym zwyczajom nie hołduje... przynajmniej na razie, ale poglądy też ma jakby z tej samej epoki), a po środku plotących coś od rzeczy i chowających głowę w piasek
"mężów (i żony ) stanu", w których zdrowy rozsądek nie mam powodów ufać, nie mam z kim sympatyzować.
Przy czym: mam cały czas świadomość, że wszyscy ci ludzie chcą dobrze... minimum dla siebie
. Imigranci nie są -
in toto - potworami, ani hordami
zombie, jak chce niechętna im propaganda, tylko ludźmi ciemnymi, prostymi, zagubionymi, statystycznie pewnie bardziej sympatycznymi indywidualnie, niż w tłumie. Większość irytujących ksenofobów i rasistów to również prości, ciemni - może trochę mniej ciemni i prości - ludzie, których na skrajne pozycje zagnał strach połączony z tym, że tylko na owym skraju o pewnych problemach mówiono. Wreszcie owi politycy europejscy to też nie są potwory - po trosze cwaniacy - może nawet
złodzieje, acz w majestacie prawa - po trosze oderwani od życia idealiści i/lub biurokraci, którym papierki przesłoniły życie - możliwe, że jedno wymieszane z drugim w tych samych osobach, ale nie potwory.
A jednocześnie patrzeć na to wszystko nie można bez popadania w najczarniejszą mizantropię...
A kibicować nie ma komu, bo wsparcie któregokolwiek z tych obozów jest inną formą samobójstwa...