Major nazywał schmeisserem MP-40 najprawdopodobniej, którego konstruktorem nie był Schmeisser. Także podejrzewam, że miał na myśli pistolet-pulemiot Sudajewa (PPS) a nie Szpagina (PPSz, czyli "pepeszę"). Wiodąca rola peemów w wojsku trwała krótko - od wojny hiszpańskiej, która udowodniła ich przydatność do końca DWŚ, kiedy powstał pierwszy karabinek automatyczny na nabój pośredni (StG-44, wymieniając ostateczną jego nazwę). W latach 50-60 wszystkie armie przezbroiły się na kbk automatyczne w pierwszej linii, a peemy zostały zepchnięte do broni tyłowej czy czołgistów. W związku z tym rozwój tej broni o przeznaczeniu militarnym stanął trochę w miejscu. Zaś broń na potrzeby innych formacji (policji np.) ma nieco inne wymagania i tu takim pierwszym przychodzącym na myśl wzorem jest HK MP-5. Terroryści i bandyci uwielbiają mniejsze jednostki, trudne do opanowania w strzelaniu ogniem ciągłym ale siejące grozę, jak Ingramy czy czeskie Skorpiony (lub Mikro-Uzi). Jest tyle wzorów, że doprawdy trudno powiedzieć, co jest lepsze. Zależy dla kogo. Major równie dobrze mógł upatrywać wielkiej trójcy w Thompsonie, Stenie i Suomi na przykład. Albo w brytyjskim Lanchesterze (super spluwa, tylko wielce kosztowna w produkcji, co prawda rżnięte ze szkopskiego MP-28). Temat rzeka. Najbardziej rozpowszechnione wzory wcale niekoniecznie są najlepsze, to czesto pochodna kalkulacji, że w czasie wojny nie ma sensu przestawiać fabryk zbrojeniowych, tylko lepiej tłuc to, co już się tłucze. Z nowinek (no, mających już trochę roków) próbują szerzej wprowadzić militarnie naboje pistoletowe 5,7 mm z tym że nie w damskim wydaniu do torebki "szóstek" przedwojennych ("brauningów") ale naboju o dużej prędkości początkowej, a więc i energii w celu, zdolnego przebić środki ochrony osobistej. Jest na ten nabój peem FN P90, który dzięki temu, że nabój jest mały i lekki posiada w magazynku aż 50 naboi przy wielce kompaktowych rozmiarach (zwłaszcza, że jest to broń w układzie bezkolbowym). Służy jako uzbrojenie załóg wozów bojowych itp, tam gdzie zasadniczo żołnierz broni ręcznej nie używa, poza sytuacjami kryzysowymi.
Jeśli chodzi o zasadę działania, to nic się nie zmienia - dla tak słabych nabojów jest to albo ryglowanie masą (zamek swobodny), albo ewentualnie, z rzadka, półswobodny (głownie w celu ograniczenia szybkostrzelności). Uzi w tym było nowatorskie, że zamek nasuwa się na wlot lufy jak skuwka na pióro - w położeniu przednim zamek prawie w całości jest na lufie, co skraca broń, przecz co mogli wydłużyć lufę. Wcześniej tego typu rozwiązanie stosowane było w "oerlikonach" (działkach p-lot).