Odsyłam tę kwestię do kufra z osobliwościami, tego na strychu.
Tyz piknie
.
Oponuję przeciw wyciąganiu argumentów naukowych, sięganiu po empirię dla przeprowadzania dowodu tam, gdzie nie wiadomo, o czym się mówi.
Poczekaj... Ale przecie nie mamy nic lepszego niż metoda naukowa i empiria, chcemy, czy nie. A kwestia, o której mówimy zbyt dotyka codziennego doświadczenia, by odesłać ją do metafizycznej rupieciarni
, wyjmując poza granice naukowego poznania, bo zbyt niejasna. Nie wiem jak Ciebie, ale mnie nie zadowala zdawanie się na intuicję i na instynkt w sprawach podstawowych.
(Zresztą: doświadczanie "ja" jest częścią szeroko pojętej - choć w tym wypadku czysto subiektywnej - empirii.)
to Ci się zresztą może spodobać
Skąd wiesz, że atak na psychologię to nie była część
gry proteuszowej, służącej roznieceniu dyskusji o czymś innym niż tylko (straszące zresztą i w moich linkach)
Kaczory-(i)-
Donaldy?
Zamęt i czczość psychologii nie dadzą się wytłumaczyć
tym, że jest ona „młodą nauką"; stanu jej nie można np.
porównywać ze stanem fizyki we wczesnych stadiach. (...) W psychologii mamy bowiem eksperymentalne
metody i pojęciowy zamęt. (...)
Obecność metody eksperymentalnej każe nam wierzyć,
że mamy w ręku narzędzie, które uwolni nas od dręczących
problemów; a tymczasem problem i metoda rozmijają
się jak dwie zwichrowane linie.
Czekaj, ale co - za Wittgensteinem - zakładasz? Nieadekwatność metody psychologicznej? (Tu zgoda, wolę neurofizjologię.) Nieadekwatność pojęć? (Też możliwe, w końcu zaczęło się to wszystko od subiektywnych odczuć, a potem - w psychologii - były luźne fantazje
Frońda.) Czy metafizyczność całego problemu? (Za to byłbym Ci gotów od Czwartków nawymyślać, bo założyć na starcie coś takiego, to pozbawić się szans na wyjaśnienie go...)
moim zdaniem istnienie mojego ja jest (dla mnie przynajmniej) bezsprzeczne (i mogę to rozwinąć)
Ciekaw będę
.