Popper pisał o wybiegach konwencjonalistycznych, których należy możliwie unikać przy formułowaniu hipotez naukowych. Na wspominanych przeze mnie zajęciach pt. "lek homeopatyczny" nasłuchałem się trochę takich wybiegów, gdy dr prowadzący omawiał "teorię" działania leków homeopatycznych. Nie wolno dotknąć, przed podaniem, roztworu czy granulek paluchem; nie wolno trzymać w szafce z czymś wydzielającym intensywny zapach; trzeba brać z pozytywnym nastawieniem i wiarą w skuteczność. Słowem, jak intuicyjnie odróżniamy coś możliwie wiarygodnego od bujdy na resorach, tak z tym ostatnim mamy do czynienia, gdy mowa o homeopatii.
Oczywiście jakaś poważniejsza metodologia na tych zajęciach została przemilczana. Być może pan prowadzący wspomniał o jakimś badaniu czegoś, które potwierdziło skuteczność większą niż placebo (pamiętam te rzeczy przez gęstą mgłę), ale tak jak jeden skuteczny mag-uzdrowiciel nie robi magiopatii, tak i tu znikąd to gadanie pt. "podobne leczy podobne".
Swoją drogą nie rozumiem teraz tego, że przez pięć lat farmacji żadnej metodologii nauk nie miałem (statystykę, owszem). Być może faktycznie anything goes i na Wydziale Farmacji ŚUM po prostu robią badania tak, jak się robić nauczyli, bez metodologicznej refleksji. Dziwi mnie jednak ten brak, kiedy teraz, na bzdurnych licencjackich z doradztwa filozoficznego, metodologię badań mam. Tutaj większość studentów jej nie wykorzysta, na takiej farmacji większość mogłaby, bo prace magisterskie tam to zwykle badania laboratoryjne, próby, pomiary itd.