Hehe. Ale były to członki - kończyny a nie z przeproszeniem członki, sądzę (te odmrożone). Akurat zbiegiem okoliczności wczoraj się dowiedziałem, że można odmrozić sobie z przeproszeniem członka w spodniach, nie odmrażając nóg ani nie robiąc niczego ekstrawaganckiego, w rodzaju dotykania do klamki na mrozie czy sikania do ciekłego azotu.
Co do duszenia członkiem - nie wiem, o co chodziło, czy seks, czy o użycie sztucznego (bądź - mój Boże! - prawdziwego - gratulacje) narządu jako broni zaczepnej. Kiedyś żeglując leniwie na zasadzie narracji swobodnym strumieniem półswiadomości trafiłem na stronę zawierająca raport FBI z lat 40-tych, opatrzony wieloma zdjęciami dobrej jakości i bez wstydliwego zasłaniania czegokolwiek, próbujący wyjaśnić nadliczbowe zejścia wywołane przez nieszczęśliwców, którzy żyjąc samotnie a pragnąc uciechy seksualnej w domowym zaciszu auto się pętali, kneblowali itd. na tyle skutecznie, że znajdowano ich dopiero, kiedy zaczyniali sąsiadom waniać. Aparatura części z nich wciąż była w stanie gotowości. Wiec wszystko możliwe.
PS na marginesie - broń zaczepna to oksymoron, właśnie sobie pomyślałem. Mamy broń - a powinna być też napadoń. Czyli sądząc z języka jesteśmy z korzenia pacyfistyczni jednak.
Co do p. Ćwierciakiewiczowej nie omieszkam sprawdzić, gdy do dom wrócę.