Do nauki przecieka za dużo korupcji, polityki i ideologii, no i oczywiście wielowymiarowy czynnik ludzki.
Zawsze tak było (proces Galileusza i - na poły mityczne - zabójstwo Hippazosa, czy jak się tam odkrywca liczb niewymiernych zwał, ogranymi przykładami), niemniej docelowo się ten gmach zawsze jakoś czyści (z Łysenki np. się oczyścił, choć ten tak mocne
plecy miał). Fakt ujawnienia w/w afery jest częścią owego wymiatania śmieci.
Przy czym: nie dziwota, że takich, a nie innych, dziedzin sprawa dotyczy. Psychologia to świeża, daleka od ścisłości, dyscyplina (o ile to słówko do niej pasuje

). Może nawet - docelowo - ślepa uliczka, bo mówi o funkcjach mózgu w sporym oderwaniu od neurofizjologii. Medycyna - tu wiemy sporo, tradycje wielowiekowe, ale przecież odkrycie rozmaitych mechanizmów biochemicznych (w tym genetycznych) to są b. świeże sprawy, no i nie wszystko jest jeszcze dostatecznie wyjaśnione (np. jak organizm wiadomego urzędnika nauczył się - bo pewnie stopniowo to zachodziło - żyć i myśleć praktycznie bez mózgu, że do dyskutowanej lata temu sprawy raz jeszcze wrócę). Ponadto niemało od - nie zawsze oczywistych - osobniczych predyspozycji zależy - co jednego uśmierci, drugiemu nie zaszkodzi; co jednego wyleczy, drugiego skutkami ubocznymi załatwi (stąd badania na różnych grupach rozmaite dawać mogą wyniki)... I tu wróćmy do covidowej biegunki - mniemam, że spora część tych badań trafić może tam, gdzie zwykle rzeczy w ramach biegunki na świat wyrzucane trafiają, ale naprawdę trudno wykluczać, że jakieś wartościowe odkrycia (których impakt może być większy, niż wpływ na bieżące
koronne terapie) po niej zostaną.