Mam wrażenie, że roztrząsanie tych kwestii jest typowym przelewaniem z pustego w próżne (z którego naśmiewał się Lem), ponieważ brak jakichkolwiek punktów stałych szczególnie na przestrzeni czasu dłuższego niż 100 lat a dodatkowo ocena zależy od tego, co się komu podoba. Przypuszczam, że bardzo byśmy się wszyscy zdziwili, gdyby nas rzuciło kilkaset lat wstecz do jakiegoś wiodącego państwa zachodniochrześcijańskiego kręgu kulturowego - i nie wiem, czy to by była "nasza cywilizacja". W sumie chodzi tylko o to, czy tu i teraz jest możliwa koegzystencja, czy nie jest możliwa. Jeśli cywilizacja oparta jest na dogmatach wiary, która każe nawracać, zabijać, czy w każdym razie pogardzać innowiercą to jest to niemożliwe. Jeśli natomiast umowa jest taka, że wierzący to ja jestem w domu, to jest możliwa. Lem pisał coś takiego, że kraje islamu są jakieś 500 lat do tyłu w tych sprawach - i patrząc na to, co wyprawiał Zachód 500 lat temu można się z tym zgodzić.