Więc żeby dyskusję nieco urozmaicić

, zajrzę jeszcze raz do tego, co pisze Lem (jako że wciąż twierdzę, iż jest to po temu miejsce w sam raz...

).
Wątek ten przewija sie w twórczości pisarza kilkakrotnie i pod różnymi postaciami. Najlepiej pamiętam go z Summy więc tym się zajmę (nie mam książki pod ręką, toteż mogę być nieścisły, lecz myślę, że ideę oddam dobrze). Pisząc o "budowaniu światów" i istotach, które będą te światy zamieszkiwały, Lem stwierdza, że niezależnie od budowy świata, niezależnie od jego struktury, granic, niezależnie od korelacji między światem a jego mieszkańcami, istoty te tak czy owak zaczną w końcu poszukiwać granic swojego świata, jego zewnętrznych przyczyn (a więc i przyczyn istnienia własnego) - i w cześniej czy później dorobią się swojej teodycei. Lem idzie więc znacznie dalej, bo sugeruje wręcz, że to dążenie do budowania sobie zewnętrznych punktów odniesienia jest nie to, że wynikiem wychowania czy ewolucji (o czym my się tu z takim uporem sprzaeczamy

), ale iż jest to immamentna cecha świadomości jako takiej.
Czy tak jest, czy nie - nie wiem. Niestety jedynym rodzajem świadomości, na którym możemy cokolwiek poeksperymentować, jest wciąż jedynie świadomość nasza - ludzka: toteż wszystko, co na ten temat mówimy i co chcemy uogólnić, musi siłą rzeczy bazować na ontologicznych spekulacjach.
Nauka idzie wciąż jednak do przodu i dzisiaj zdajemy sobie już sprawę z tego, że ludzka świadomość jest w ogromnej mierze przedprogramowana. Badania w obszarze neuropsychologii pokazują, że ingerując w działanie mózgu (na drodze chemicznej czy chirurgicznej) możemy nie tylko zmieniać cechy osobowości pacjenta, lecz również wpływać na takie aspekty "ja", które uznalibyśmy właśnie za atrybuty swiadomości podstawowe - np. wolną wolę. (A przedprogramowanie polega na tym, że zarówno chemiczne oddziaływania hormonalne, jak i struktura mózgu ukształtowały sie w toku ewolucji - i będąc skutkiem doboru naturalnego, są też siłą rzeczy skutkiem rozmaitych wpływów środowiskowych, do których świadomość się dostosowywała.)
Drugi aspekt problemu to - Golem. Ta "sztuczna inteligencja" teodycei sobie nie tworzy - jej pozom rozwoju (lumenalnej chyżości

) jest bowiem na tyle wysoki, że z wszelakich ogrniczeń własnego rozumowania potrafi zdać sobie sprawę: można to tłumaczyć w ten sposób, a można w inny... Mianowicie, jak powszechnie wiadomo, Golem posiada świadomość, lecz nie posiada osobowości - jeśli więc przyjmiemy, iż potrzeba "wiary" to cecha osobowości, to i Golem, jako byt bezosobowy, przejawiał jej nie będzie (nie muszę chyba dodawać, że ta hipoteza bardzo mi na rękę

).
Jednakowoż... Czy Golem aby na pewno trnscendencji sobie nie tworzy, transcendencji swojej własnej, dodajmy, i czy aby na pewno ta cała jego gadanina nie ma jakiegoś drugiego dna, którego on sam nawet nazwać nie potrfi... bo czymże w samej rzeczy są jego dywagacje o kolejnych piętrach umysłowego rozwoju, czymże jego westchnienia do "rodziny w Rozumie"...
Oto jest pytanie...
