(Sprzeczaliście się, czy pierwsza była religia, czy Bóg (czy co tam jaszcze...

). Otóż pierwsze były prymitywne wierzenia - przede wszystkim wiara w duchy i jakieś proste przejawy fetyszyzmu. W zasadzie ani to bóg, ani religia (powiedziałbym, że te pierwsze wierzenia mają sie do boga i religii tak, jak fantazy do science-fiction

)
Przyjęcie tezy o ewolucyjnych korzeniach wiary ułatwia moim zdaniem zrozumienie tak wielości konkretnych postaw, jakie uwidaczniają się na tym gruncie, jak i ogólnego charakteru zjawiska. Genetyka daje pewien szkielet - który już sam w sobie może cechować się określoną zmiennością, a zmiany te mogą prowadzić do różnych ludzkich zapatrywań (widzimisię...

, tj. do różnego osobniczego zapotrzebowania na "zewnętrzne punkty odniesienia"; dodatkowo zaś nakładają się na to rozmaite interakcje stałych genetycznych z otoczeniem, tak ze środowiskiem naturalnym (społeczeństwa prymitywne), jak i z szeroko rozumianym dorobkiem kulturowym (w społecznościach bardziej zaawansowanych). Dodatkowo to wszystko łączy się jeszcze i miesza z innymi cechami osobowości podmiotu (delikwenta...

.
Hipotezy tyczące tych kwestii zaczynają w nauce tu i ówdzie przebłyskiwać. Rzadko jeszcze, bo na tym gruncie trudno o jakąkolwiek próbę weryfikacji empirycznej założeń. Jeśli bowiem przyjmiemy, że to "dążenie do wiary" konstytuowało się razem z całą resztą ludzkiej psychiki, a na to wszystko by wskazywało, to raczej trudno przypuszczać, ażeby dało się problem rozstrzygnąć na gruncie czysto redukcjonistycznym, np. przez znalezienie genów odpowiedzialnych za ww. procesy. Tych genów będą pewnie całe zespoły i będą one zapewne odpowiadać, w różnych konfiguracjach, za wiele rozmaitych funkcji - tak psychicznych, jak pewnie i fizycznych.
Wydaje mi się, że teoria ta może ewoluować w podobny sposób, w jaki ewoluowała hipoteza o dziedzicznych podstawach języka - dzisiaj zgadza się z nią już większość naukowców, mimo że jednoznacznych (w sensie redukcjonistycznym) dowodów w zasadzie nie ma. Po prostu badając zagadnienie w najrozmaitszych aspektach (od antropologii, przez lingwistykę, a na badaniach mózgu kończąc) przyjmuje się taką hipotezę, jaka najlepiej pasuje do całości. Oczywiście oponenci zdarzają się zawsze.
A teraz, żeby nie zostać posądzonym o pisanie nie na temat, nawiążę do Lema. Otóż w "Tako rzecze Lem" (wyd. z 2002r.) znajduje się następująca fraza:
"Gdybym miał naturę wierzącego (...)"
Można więc wnioskować, że Lem przyjmuje, iż takie czy inne aspekty "wiary" przynależą do ludzkiej natury, czyli że są człowiekowi wrodzone (a dla Was niech to może będzie zachętą, by Lema mimo wszystko trochę czytać...

- nie będziecie musieli tyle spekulować...

).
Tak. Na razie tyle. Mam nadzieję, że to, co powyżej napisałem, zostanie poddane stanowczej, acz konstruktywnej krytyce...

Miałem w zamiarze zahaczyć jeszcze o kilka konkretnych postów Waszych (co bez wątpienia wzmogłoby poziom owej krytyki

), ale że wątek i tak mi się rozdął straszliwie, to by go nie rozsadziło, na tym rzecz obecną kończę. A przyjemność "zahaczania" zostawiam sobie na raz następny.
