Wracajac do tematu Pierwszego Kontaktu z Obcymi. W typowej SF mamy trzy standardowe podejścia. Pierwsze to Obcy potężni a dobroduszni robiący za cos na kształt "dobrych bogów" (tu chociażby "2010..." się kłania). Druga - Obcy "żli" z którymi tylko wojować mozna (acz w "Wiecznej wojnie" czy "Gwiezdnej eskadrze" schemat ten szcześliwie postawiono na głowie - mamy tam do czynienia z wojną która jest efektem nieprzezwycieżalnej Obcości, lub ludzkich błędów, wiec trochę to "Fiaskiem" pachnie) - ten schemat wywodzi się z "Wojny światów" Wellsa, potem "wałkował" go Heinlein. Podejście trzecie to Obcy przedstawieni po prostu jako "inni ludzie" (nawet jeśli z wyglądu sa skrajnie niehumanoidalni), a więc istoty doskonale dla człowieka zrozumiałe, acz cokolwiek egzotyczne - podejście to pojawiło się wraz z "Księżniczką Marsa" i do dzis dnia trwa w space operze (exemplum "Star Trek" chociażby). Mistrz głosił wariant czwarty - Obcość tak obcą, że o porozumieniu (ani nawet o walce w tradycyjnym słowa tego znaczeniu) mowy być nie może (co nie wiem czy jednak nie jest za wielkim pesymizmem).
Nam zaś zostaje tylko gdybanie, bo wszystkie te formy kontaktu wymagają zaawansowanej astronautyki...
Wariantów zaś realnych "na dziś", widzę w SF tylko trzy:
1. z "Andromeda znaczy śmierć" wzięty - czyli pozaziemski mikroorganizm stanowący dowód, że istnieje życie poza Ziemią (przy czym do życia rozumnego jeszcze tu daleko);
2. rodem z "Głosu Pana" - czyli ziszczenie marzeń twórców programów SETI (choć słusznie Mistrz zakłada, że samo stwierdzenie "rozumnego" charakteru wiadomosci bedzie tu zapewne jedynym sukcesem);
3. pochodzący z "Posterunku" Clarke'a - czyli odkrycie artefaktu niewątpliwie nie ręka ludzka uczynionego (i znów ta konstatacje będzie mogła robić za jedyny pewnik.
ps. trochę się na ten temat już gdzie indziej wymądrzałem
:
http://www.startrek.pl/forum/index.php?action=vthread&forum=5&topic=1037&page=0