Wklejam kawałek o Marsjaninie
The Martian
Dwie najwieksze wpadki- atmosfera zbyt rzadka by wywróciła lądownik. Weir wiedział o tym, ale mówi że chciał by przyczyna byłą naturalna. Ja myśle, awaria sprzetu wymagająca szybkiej ewakuacji (no bo co może być innego?) raczej by nie pozwoliła na przeżycie człowieka na Marsie. Lub na np. powtórny lot po rozbitka. Teraz by pewnie wymyślil trzęsienie Marsa.
Druga- już po napisaniu ksiązki odkryto wode na Marsie. Weir to skwitował że Acidalia Planitia to pustynia i wody niet. Chyba że ktoś ją odkryje.
Co do portretu psychologicznego. Ja to podciągam pod laughing lament- znany w anglojęzycznym folklorze. Zwóćcie uwage- to nie jest narracja w pierwszej osobie ani z pozycji bohatera. To jest rodzaj dziennika. Watney nie chciał pisać o niektórych sprawach- bo się zgrywał (oni wszystcy tam tak robili) bo nie chciał martwić tych co to ewentualnie przeczytają/odsłuchają (rodzice) nie chciał wyjśc na mięczaka. Tylko krótkie fragmenty na końcu są z pozycji bohatera.
Dużo daje czytanie w orginale, tym bardziej że tłumacz chyba założył że czytelnicy nie zrozumieją niektórych rzeczy.
Oto pierwszy mail od załogi Hermesa.
Cytuj
   Anyway,   they   finally   let   one   email   through   from
 Martinez:
 Dear   Watney:   Sorry   we   left   you   behind,   but   we
 don't   like   you.   You're   sort   of   a   smart-ass.   And
 it's   a   lot   roomier   on   Hermes   without   you.   We   have
 to   take   turns   doing   your   tasks,   but   it's   only
 botany   (not   real   science)   so   it's   easy.   How's
 Mars?-Martinez
 My   reply:
 Dear   Martinez:   Mars   is   fine.   When   I   get   lonely
 I   think   of   that   steamy   night   I   spent   with   your
 mom.   How   are   things   on   Hermes?   Cramped   and
 claustrophobic?   Yesterday   I   went   outside   and
 looked   at   the   vast   horizons.   I   tell   ya,   Martinez,
 they   go   on   forever!-Watney
Polski przekład.Nawet osobe zmienili. 
Cytuj
Tak czy siak, w końcu puścili e-mail od komandor porucznik:
 Watney, oczywiście jesteśmy szczęśliwi, że żyjesz. Jako osoba
 odpowiedzialna za Twoją sytuację żałuję, że nie mogę dla Ciebie więcej
 zrobić. Ale wygląda na to, że NASA ma dobry plan ratunkowy. Jestem
 pewna, że dalej będziesz pokazywał swoją niesamowitą zaradność i
 przetrwasz. Nie mogę się doczekać, aż będę mogła Ci postawić piwo na
 Ziemi.– Lewis
 Moja odpowiedź:
 Komandor porucznik, za moją sytuację odpowiada pech, nie Ty.
 Podjęłaś słuszną decyzję i uratowałaś resztę załogi. Wiem, że to musiała
 być trudna decyzja. Ale wszystkie analizy tego dnia pokazują, że była
 słuszna. Doprowadź wszystkich do domu, a będę szczęśliwy.
 Z chęcią zabiorę Cię na to piwo.
Poza tym - np. przebicie mięsni i powięzi brzucha musiało być cholernie bolesne. Ani słowa o tym- a facet sporo dzwigał. Raz że zgrywał twardziela dwa- chyba był wtedy notorycznie naćpany. Miał tam sporo lekow, przypuszczam też że podobnie jak w wypadku ekspedycji polarnych miał coś by albo się zabić albo kogoś dobić- np. morfine. Tj. już są środki wielokrotnie od morfiny silniejsze. Są wzmianki o lekach- nie musiał mówić całej prawdy.
Książka była wykorzystywana przez nauczycieli - ale musiała powstać specjalna wersja bez brzydkich słów. Dlatego pewnie Grace jest nauczycielem i wyraża się przyzwoicie.
Są też zastrzeżenia co do filmu- ale to już nie wina Weira. Zresztą on poprawił co większe błedy reżysera- np. przelewanie hydrazyny na zewnątrz.