Kolejny przykład przereklamowania -
"Pierścień" Nivena (notowanego zwykle na różnych listach najlepszych autorów, może nie w top 10, ale w top 15; gdzie "P." uchodzi za jego dokonanie sztandarowe). Rozumiem popularność (
spejs opera napisana zanim Lucas swoją nakręcił, więc niezbyt mająca konkurencję, drobnymi nawiązaniami połączona ze światami "Star Treka" i "Green Lanterna", które również L.N..współtworzył, i zresztą dość do nich podobna, do tego powrót do stylistyki bardziej
hard - level Heinlein juveniles, ale zawsze - po halucynacyjnej umowności prozy niektórych nowofalowców), ale powiedzieć wiele dobrego trudno. Eksploracja tytułowego obiektu - nic w stylu "Solaris" czy "Spotkania z Ramą", zwykłe
awantury arabskie (choć w roli trójki z bohaterów człowiek - jak mamy wierzyć - z barwną biografią i bogatym doświadczeniem, oraz dwaj przedstawiciele Obcych elit - jeden
pierwszy gentleman, drugi - dyplomata, co prawda początkujący). Tu gładko można postawić kolejny zarzut, a nawet dwa. Pierwszy - że psychologicznie to płytkie jak kałuża, drugi - że Obcy, o dość ciekawie pomyślanej biologii rozrodu, sprowadzeni są - mimo odmienności kształtów - do humanoidalnych mentalnie marionetek (i brak w tym subtelności nie tylko Le Guin, ale i paru lepszych odcinków "ST"). Wreszcie - i tu już rzecz nawet jako czytadło zaczyna zawodzić - zakończenie następuje z nagła, bez sensownego wątków zamknięcia, czy rozwinięcia, i nie zostaje się bynajmniej z interesującymi pytaniami (jak w wypadku wspomnianych dzieł S.L. i A.C.C.), bo - zwyczajnie - żadne nie padły. (Skądinąd jest coś imponującego w tym, jak Niven odwraca wszelkie schematy podobnych historii na niekorzyść swoją, i swojej powieści. Odkrywanie tytułowego obiektu odpada, bo organizator wyprawy zna jego lokalizację i ogólny kształt. Kłopoty z dotarciem do niego - też, prototypowy hipernapęd wszystko załatwi. Hipotezotwórstwo również - bo sporo odpowiedzi dostajemy systemem
kawa na ławę. Sensownie pojęty Kontakt także, bo okazuje się, że jego budowniczowie wsadzili do Pierścienia populacje znanych już gatunków. Sugestywne poczucie zagrożenia jakie potrafiło przynieść "Na srebrnym globie" takoż nie występuje - atmosfera jest zasadniczo piknikowa. Na takim tle "Eden" w istocie jawi się ambitnym osiągnięciem.) A całość dobija wątek szczęścia traktowanego jako dziedziczna supermoc. Owszem, ledwo naszkicowany protagonista, i otaczający go świat - choć baśniowy, mają pewien urok, ale by go doświadczyć wystarczy sięgnąć po darmową próbkę - jak kto lubi czytadła (dalej lepiej nie będzie):
https://katedra.nast.pl/art.php5?id=4934https://katedra.nast.pl/art.php5?id=4935No, chyba, że kogo interesują inżynierskie szczegóły tytułowego obiektu, ale te przynoszą dołączone mapko-schematy, nie sama fabuła. Zresztą to też w Sieci:
https://larryniven.fandom.com/wiki/Ringworld(Przy czym Niven irytuje mniej od Silverberga - ba, da się nawet ten "Pierścień"... lubić - bo automatycznie wiesza mu się niżej poprzeczkę.)
ps. Dorzucę recenzję, której autor wycisnął z w/w
dzieła i tak więcej, niż ja:
https://katedra.nast.pl/artykul/5206/Niven-Larry-Pierscien/I jej kontynuację, traktującą o następnym tomie, na dowód, że ciąg dalszy - o którym pisać mi się nie chce - nie przynosi ani poprawy, ani odpowiedzi:
https://katedra.nast.pl/artykul/5727/Niven-Larry-Budowniczowie-Pierscienia/