W nawiązaniu do końcówki poprzedniego posta, po latach... wielu...
"Jednak studia medycyny i miesięczny staż w szpitalu jako położnik przyczyniły się do tego, że nie łączę dzisiejszej pornografii z popędem płciowym i chucią, lecz z rycinami w anatomicznych atlasach ojca i przeprowadzanymi przeze mnie badaniami ginekologicznymi. Myśl, że mężczyzna może odczuwać podniecenie na widok samych tylko narządów płciowych kobiety wydaje mi się zdumiewająca. Wiem dobrze, że tak właśnie ma się sprawa z libido, z instynktami wbudowanymi w nasze zmysły, zaprogramowanymi przez ewolucję. Jednak potrzeba odbycia stosunku bez miłości uderza mnie podobnie jak przemożna potrzeba zjadania łyżkami soli i pieprzu tylko dlatego, że potrawy bez tych przypraw są pozbawione smaku. Nie odczuwam ani wstrętu ani pociągu dopóki nie pojawi się ta specyficzna erotyczna więź, zwana miłością.""Przypadek i ład"
Skądinąd nie jest to przypadek jednostkowy. Opowiadał mi lata temu wujek o swoim koledze, który zapowiadał się na tęgiego
babiarza i erotomana, a chcąc zakosztować do woli
widoków i możliwości
dotykania poszedł na medycynę, by jako specjalizację wybrać ginekologię. Badanie pacjentek (wśród których dominowały chore wenerycznie prostytutki) spowodowało efekt taki, że w kwestii etyki seksualnej stał się znacznie bardziej
mieszczański (skończył jako przykładny małżonek), a i specjalizację - bodaj na płucną - zmienił.
Da się to chyba podciągnąć pod
post scarcity .